Bezpieczeństwo nuklearne, czyli jak żyć w świecie kłamców – Wielkie Pytania

Bezpieczeństwo nuklearne, czyli jak żyć w świecie kłamców

Polityka międzynarodowa oparta jest na kłamstwie. Porozumienia, negocjacje i rozmowy prowadzone są przy wkalkulowanym założeniu możliwości kłamstwa, na które istnieje obustronna zgoda. Potencjalnym kłamcom dochodzić do porozumienia pomagają modele decyzyjne oparte na teorii gier.

Politycy kłamią, nieprawdaż? Wszyscy po cichu cieszymy się z własnej przenikliwości, że na to wpadliśmy, a publicznie potępiamy ich kłamliwość. Nie powinno nas więc chyba dziwić, że sami politycy wiedzą, że inni politycy kłamią. I tak jest, zwłaszcza gdy w grę wchodzą tzw. Wielkie Sprawy na tzw. Arenie Międzynarodowej. Gdy więc spotyka się dwóch polityków i mają coś do uzgodnienia – powiedzmy, że kwestię posiadanej przez ich kraje broni jądrowej – podstawowe założenie każdego z nich jest takie, że jego rozmówca może kłamać, jeśli tylko uzna to za stosowne. A jednak pewne sprawy trzeba załatwić; a nawet w pewnych kwestiach trzeba uzyskać jako-taki poziom pewności. I jak tu żyć, Panie Premierze?

W jednym z ostatnich numerów Nature pojawił się niezwykły artykuł na temat sposobu, w jaki dwie strony przy założeniu potencjalnej kłamliwości i w sytuacji niejawności schematów broni jądrowej, mogą jednak porozumieć się co do ilości głowic jądrowych posiadanej przez jedną ze stron. Ciekawe, prawda?

Przyjeżdża inspektor do bazy wojskowej…

Sytuacja wygląda następująco. Na świecie 8 państw oficjalnie posiada broń jądrową: Stany Zjednoczone, Rosja, Francja, Wielka Brytania, Chiny, Pakistan, Indie i Korea Północna. Zostały one wymienione w kolejności od największej liczby sprawnych głowic, ale kolejność jest przybliżona, ponieważ rozsądnie uważa się, że oficjalnie podawane dane o posiadanej broni jądrowej mogą być przekłamane. Cztery kolejne kraje (Republika Południowej Afryki, Kazachstan, Ukraina i Białoruś) miały kiedyś broń jądrową i oficjalnie dziś jej nie posiadają – czy jest tak naprawdę, nie wiadomo, ponieważ rozsądnie uważa się, że oficjalne zapewnienia mogą być kłamliwe. Ponadto, już od kilkudziesięciu lat Izrael konsekwentnie nie potwierdza posiadania broni jądrowej, a nawet zdarzyło się, że temu faktowi wprost zaprzeczał, ale wszyscy doskonale wiedzą, że broń jądrową posiada, ponieważ rozsądnie uważa się… Zmyślne sformułowanie służące Izraelczykom od lat 60. XX wieku do wykręcania się od odpowiedzi na temat posiadania broni jądrowej zostanie wyjawione pod koniec artykułu. Mówiąc inaczej, kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa… Jedno wiadomo na pewno: dużych graczy jest dwóch: są to Rosja i Stany Zjednoczone. Nikt nie wie natomiast, który z tych krajów ma więcej sprawnych i gotowych do użytku głowic (ponieważ rozsądnie uważa się…).

Oficjalnie, wszystkim zależy oczywiście na rozbrojeniu. Pomiędzy Ameryką a Europą krążą więc nieustannie zastępy międzynarodowych komisji i inspekcji oraz szeroko uśmiechniętych urzędników państwowych, którzy pilnują, aby broń jądrowa była stopniowo demontowana, a świat na nowo stał się bezpieczny od nuklearnej zagłady. Częścią porozumienia o bezpieczeństwie jądrowym (w tym także nowego porozumienia między USA a Rosją o nazwie New START, które weszło w życie na początku 2011 roku) jest jednak klauzula, aby w toku tego typu inspekcji nie były pozyskiwane żadne informacje na temat szczegółów konstrukcyjnych urządzeń. Teoretycznie chodzi głównie o to, żeby tego typu specyfikacje techniczne nie pobudzały do dyskusji na temat budowy nowych, lepszych głowic. W praktyce dochodzi najprawdopodobniej i to, że Rosjanie i Amerykanie kłamią jak najęci na temat mocy i możliwości swoich głowic i boją się, że zostaną na tych kłamstwach przyłapani.

Sytuacja jest więc niezręczna. Inspektorzy muszą policzyć głowice jądrowe, ale nie wolno im do nich zaglądać ani pozyskiwać żadnych informacji na temat ich budowy. Impas? Otóż autorzy cytowanego wyżej artykułu podali sprytny, choć trochę zawiły sposób na potwierdzenie, że dany obiekt faktycznie jest głowicą jądrową, mimo pozostawania w całkowitej niewiedzy na temat jego struktury. Istotę tego pomysłu przybliżmy najpierw na przykładzie pojemników z kulkami.

Gra w kulki

Wyobraźmy sobie, że Asia ma dwa kubki z kulkami i chce przekonać Bartka, że zawierają one taką samą ilość kulek X – przy czym nie ma tu znaczenia konkretna ich ilość, a wręcz informacja ta jest ściśle tajna. W tym celu przygotowuje dwa wiaderka i do każdego z nich wkłada – jak twierdzi – taką ilość kulek, że po dosypaniu do któregokolwiek z nich X kulek w sumie będzie tych kulek równo 10.

Bartek podchodzi więc do stołu, na którym leżą dwa pojemniki i dwa wiaderka. Wybiera losowo jeden z pojemników i przesypuje znajdujące się w nim kulki do losowo wybranego wiaderka. Jeżeli Asia mówi prawdę, tzn. w obu kubkach znajduje się X kulek, a w obu wiaderkach znajduje się 10 minus X kulek, to zawsze, bez względu na wybrany kubek i wybrane wiaderko Bartek zawsze doliczy się łącznie 10 kulek. Jeżeli Asia oszukała i umieściła w kubkach różną ilość kulek, to bez względu na jej pomysłowość z doborem liczby kulek w wiaderkach, zawsze prawdopodobieństwo wyjścia na jaw jej kłamstwa to 50%.

nuklearna1_3

Ryc. 1. Metoda „kulkowa” sprawdzenia uczciwości Asi bez uzyskania wiedzy o posiadanych przez niej kulkach. Rysunek własny.

Próby można oczywiście ponawiać i z każdą kolejną próbą rośnie prawdopodobieństwo, że kłamstwo Asi wyjdzie na jaw. Po pierwszej próbie wynosi ono 50%. Po drugiej – 75%. Po trzeciej – 87,5%… Po wybraniu rozsądnie dużej liczby prób Bartek uzyskuje bardzo dużą pewność, że dwa pojemniki zawierają taką samą liczbę kulek, ale – to jest kluczowe dla całej operacji – wciąż nie ma bladego pojęcia, ile wynosi X!

Gra w bomby

W przypadku broni jądrowej problem jest analogiczny. Inspektorzy otrzymują N obiektów do inspekcji i ich zadaniem jest potwierdzenie, że każda z nich jest głowicą jądrową określonego typu. Każda głowica danego typu ma zaś być identyczna z wszystkimi pozostałymi głowicami tego typu, jednak inspektor nie może uzyskać żadnej wiedzy na temat konstrukcji tego typu głowicy, ponieważ uznaje się, że wszelkie zapewnienia o nierozpowszechnianiu uzyskanej w trakcie inspekcji wiedzy nie będą przestrzegane. Zaproponowany przez autorów pracy schemat postępowania opiera się na istnieniu jednego obiektu, co do którego inspektor posiada bardzo dużą pewność, że jest ona faktycznie głowicą jądrową danego typu. Jest to jedyny słaby punkt metody.

Jedną z dróg jest wzięcie za „wzorzec” głowicy jądrowej faktycznie zamontowanej na sprawnym międzykontynentalnym pocisku rakietowym będącym częścią narodowego programu odpowiedzi na atak nuklearny. Rakiet tych nie jest aż tak dużo (Stany Zjednoczone mają ich 450), ich położenie jest doskonale znane, i każda z nich musi być stale w gotowości bojowej. Ponieważ czas odpowiedzi na atak jądrowy liczy się w sekundach, zakłada się, że żaden kraj nie będzie ryzykował demontażu broni jądrowej na czas inspekcji.

nuklearna2_1

Ryc. 2. Schemat liczenia głowic jądrowych bez uzyskiwania wiedzy na temat ich budowy.

Przypuśćmy, że uzyskaliśmy już nasz „wzorzec” głowicy jądrowej i mamy przed sobą N obiektów mających być głowicami jądrowymi, schowanych w N identycznych czarnych skrzyniach. Wykonujemy następnie prześwietlenie tego „wzorca” (ze względu na specyfikę zagadnienia nie jest stosowane typowe prześwietlenie przy użyciu promieni rentgenowskich, tylko proces analogiczny wykorzystujący wiązkę neutronów) – prześwietlenia tego następnie nikt nie ogląda, a jedynie wykonywanych jest N negatywów tego prześwietlenia. Następnie każda z N skrzyń z potencjalnymi głowica jądrowymi zostaje prześwietlona i dokonuje się nałożenia na siebie obrazu z każdego z tych prześwietleń z jednym i tym samym negatywem prześwietlenia „wzorcowego”. Po starannym nałożeniu na siebie obrazu faktycznej głowicy jądrowej z negatywem obrazu innej głowicy uzyskany obraz powinien być biały (lub raczej: pokryty jednostajnym szumem). Inspektor mający do czynienia z uczciwym partnerem nie uzyskuje więc żadnej wiedzy na temat budowy badanych obiektów. Po inspekcji następuje komisyjne zniszczenie klisz i zadowolony inspektor wraca do domu.

Jeśli jednak którakolwiek ze skrzyń zawiera obiekt inny od wzorcowej głowicy jądrowej, na kliszy pozostanie ślad po tej różnicy. Na powyższej ilustracji zasymulowano przypadek, w którym 3 przedstawione do zbadania obiekty (obiekty 2, 3 i 4) różnią się od obiektu wzorcowego (obiekt 1). Obiekt 2 zbudowany jest w zupełnie inny sposób, w obiekcie 3 jedna z osłon wykonanych została z innego materiału, a w obiekcie 4 zmienione są wymiary niektórych elementów. Ilustracja ta pokazuje ponadto, że wszelkie próby przechytrzenia inspektorów zawsze powodują uzyskanie przez nich jakiegoś typu informacji o budowie danego obiektu. Szczególnie ważny jest przypadek 3, ponieważ kluczowym problemem przy inspekcjach komisji atomowych jest kwestia potwierdzenia obecności samego materiału rozszczepialnego i jego masy. Jeśli wiadomo przynajmniej, gdzie znajduje się wzbogacony dla celów militarnych uran lub pluton i ile go jest, szczegóły parametrów zbudowanych przy jego użyciu bomb są już drugorzędne. Kraj chcący ukryć posiadane przez siebie głowice jądrowe mógłby przedstawiać inspektorom doskonałe repliki bomb jądrowych, w których jednak zamiast materiału rozszczepialnego znajdowałaby się zupełnie inna substancja. To właśnie dlatego w opisywanych badaniach dokonuje się „prześwietlania” neutronami – przy starannie dobranej energii neutronów praktycznie nie ma możliwości „podrobienia” uranu lub plutonu, ponieważ wchodzą one w dobrze znane i specyficzne dla danego izotopu reakcje jądrowe z nadlatującymi neutronami.

Parę słów o kłamstwie, które nie jest oszustwem

Temat jest szalenie interesujący sam w sobie i pewnie nie powinno się go dodatkowo „opakowywać”, ale trudno powstrzymać się przed jedną tylko uwagą. Wszelkiego typu kłamstwa ze strony polityków traktowane są jako potworna zbrodnia, a już na pewno jako wizerunkowe samobójstwo. Jest to oczywiście uzasadnione ze względu czysto etycznego, ale opisana wyżej metodologia powinna uczulić nas na fakt, że polityka, zwłaszcza polityka międzynarodowa, niejako z definicji oparta jest na kłamstwie. Oznacza to, że wszelkiego typu porozumienia, negocjacje i rozmowy prowadzone są przy wkalkulowanym założeniu możliwości kłamstwa, na które istnieje obustronna zgoda. Wyrafinowane modele decyzyjne stosowane w kontekście geopolityki i strategii militarnej, zwłaszcza te oparte na formalizmie tzw. teorii gier, zawierają jawnie wliczony element kłamstwa i są równie jawnie stosowane.

W pewnym sensie jest to więc obustronnie uzgodniona gra, w której obie strony zgadzają się również na element kłamstwa, jak w karcianej grze „w cygana”, w której kluczową rolę odgrywa okłamywanie pozostałych graczy na temat kart, kładzionych na stole w pozycji zakrytej. Co istotne, w sytuacji wykrycia kłamstwa gra nie jest przerywana, a gracz wyrzucany za drzwi, ponieważ istnieje określona reguła mówiąca o tym, jak się w takiej sytuacji postępuje. W grze „w cygana” kłamstwo nie jest więc oszustwem!

W marcu 2014 roku Władimir Putin wielokrotnie podkreślał, że siły okupujące ówcześnie Półwysep Krymski nie składały się z żołnierzy rosyjskich. 17 kwietnia powiedział natomiast wprost, że „żołnierze rosyjscy oczywiście wspierali siły samoobrony krymskiej”. Ale czy ktoś tak naprawdę wierzył mu od samego początku? Czy ktoś spodziewał się, że wypowiedzi prezydenta kraju na temat przypuszczalnej agresji względem sąsiedniego kraju będą prawdziwe? Jaki sens ma więc ocenianie ich pod kątem prawdziwości?

Czas na wyjawienie pięknego sformułowania Izraelczyków, za pomocą którego od lat 60. XX wieku nie potwierdzają oni  posiadania broni jądrowej. Po raz pierwszy pojawiło się ono 1965 roku ze strony Lewi Eszkola, ówczesnego premiera Izraela, i od tego czasu powtarzane jest w niezmienionej formie, gdy tylko podnoszona jest kwestia broni jądrowej. W pisemnym porozumieniu na temat broni jądrowej stwierdził on z celową dwuznacznością, że „Izrael nie będzie pierwszym krajem, który wprowadzi broń jądrową na Bliski Wschód”. Pierwsze próby uzyskania doprecyzowania tego zdania spełzły na niczym, a w 1968 roku ówczesny Ambasador Izraela przy ONZ, a późniejszy premier kraju, Icchak Rabin dorzucił – trudno zaprzeczyć, że z nutką humoru – że „trudno jest określić jako broń coś, co nigdy nie zostało użyte jako broń”.

Uzyskano więc stabilne sformułowanie, które od wielu lat interpretowane jest jako niebezpośrednie potwierdzenie, że Izrael posiada broń jądrową – obecnie szacuje się, że kraj ów jest w posiadaniu od 75 do 400 głowic jądrowych – jednak wciąż jest ono wygłaszane przy różnych okazjach. Jest to element tzw. polityki odstraszania, rozumiany na arenie międzynarodowej jako stały element polityki międzynarodowej Izraela – nikomu nie przyszłoby więc do głowy zastanawiać się ich dosłownym znaczeniem tych słów. Zresztą, każdy kraj w taki czy inny sposób kłamie w temacie wojskowości, a faktyczne informacje na temat czyjegoś potencjału militarnego uzyskiwane są przecież nie poprzez wsłuchiwanie się w oficjalne oświadczenia głów państw.

Opisywana tu metoda wpisuje się więc w długą tradycję skutecznego poruszania się w świecie kłamców. Samo przystąpienie do inspekcji w zgodzie z tą metodą jest już niebezpośrednim potwierdzeniem przez uczestników, że obie strony będą kłamać, jeśli tylko będzie to dla nich korzystne. W pewnym sensie jest to bardzo uczciwe podejście, prawda?

Łukasz Lamża

Skip to content