Doktor House, moralność i niemieckie miasta, czyli oblicza intuicji
Twórcy serialu „Doktor House” posługują się zwykle pewnym schematem. Seria nietrafnych diagnoz, impas, rozmowa tytułowego bohatera z doktorem Wilsonem (ewentualnie inne pozornie niezwiązane z pacjentem zdarzenie), olśnienie odmalowujące się na twarzy Hugha Lauriego, wyjaśnienie sprawy znacznie mniej błyskotliwym kolegom. Tyle widać na ekranie, ale co właściwie dzieje się w głowie genialnego, choć fikcyjnego lekarza?
Mechanizm działania umysłu, do znudzenia eksploatowany przez scenarzystów „House’a”, to opisywany już przez przedwojennych psychologów niemieckich Maxa Wertheimera i Wolfganga Köhlera wgląd. Wgląd to zjawisko ułatwiające rozwiązywanie różnego typu problemów. Gdy stojące przed nami zadanie jest wyjątkowo trudne i kolejne próby poradzenia sobie z nim nie przynoszą efektu, warto po prostu zrobić przerwę (termin naukowy to inkubacja). W jej trakcie nasz umysł dalej pracuje nad problemem, często skuteczniej, niż gdy świadomie nim sterujemy. W takiej sytuacji rośnie szansa, że nasze postrzeganie problemu (jego schematyczny zapis w naszym umyśle) ulegnie zmianie, prowadząc do lepszego zrozumienia zadania i dalej, do jego rozwiązania.
To właśnie zmiana percepcji problemu jest istotą wglądu. Oczywiście inkubacja jest przydatna, wgląd po niej zdarza się częściej (umysł ma więcej wolnych zasobów), ale przerwa nie jest absolutnie konieczna. Zresztą sama przerwa to też za mało – by doszło do wglądu potrzebujemy pozornie niepowiązanych z problemem informacji, które przypadkowo pojawiają się w naszym otoczeniu (przyswajamy je automatycznie, najskuteczniej w czasie inkubacji). Tak właśnie działa olśnienie House’a – jedno zdanie wypowiedziane przez Wilsona na najczęściej prywatny temat zostaje zaskakująco (również dla House’a) skojarzone z kwestią medyczną.
Badania nad wglądem to jeden ze sposobów, którymi psychologia eksperymentalna zajmuje się pozornie fundamentalnym elementem ludzkiej psychiki – intuicją. Pozornie, bo trudno obecnie bronić poglądu, że potoczne rozumienie intuicji (emocjonalne przeczucie, oczy duszy, szósty zmysł) ma jakieś solidniejsze naukowe podstawy. Intuicję definiuje się raczej jako specyficzny tryb myślenia, a w każdym razie poznawania rzeczywistości, w którym świadomość jest wyłączona albo bardzo ograniczona.
Wielu psychologów poznawczych (czyli badających jak nasz umysł przetwarza informacje o świecie) mogłoby określić intuicję jako zestaw heurystyk, czyli skrótowych (szybkich, wykorzystujących tylko część dostępnych danych), ale zawodnych (choć generalnie skutecznych) sposobów przetwarzania informacji. Jedną z nich byłaby na przykład heurystyka rozpoznania, którą opisali Gerd Gigerenzer i Daniel Goldstein.
W jednym z ich eksperymentów wzięli udział studenci z Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Przedstawiono im pary miast (oddzielnie miasta niemieckie i amerykańskie), prosząc o ocenę, które miasto z danej pary zamieszkuje więcej osób. Co zaskakujące, Niemcy lepiej radzili sobie z parami miast z USA, natomiast Amerykanie z miastami niemieckimi. Gigerenzer i Goldstein ustalili, że uczestnicy eksperymentu znali wszystkie pojawiające się w nim nazwy miast ze swoich krajów, ale nie kojarzyli wielu użytych nazw miast z drugiego państwa. W sytuacji, gdy tylko jedno miasto z pary było im znane, oceniali je jako większe.
Postępowanie takie wydaje się generalnie racjonalne, choć oczywiście nie odporne na błędy. Janusz Głowacki cytuje w książce „Z głowy” producenta filmowego z wytwórni Paramount, który odrzucając mu scenariusz stwierdził: „Mogę się mylić, ale wolałbym mieć rację”. Tak właśnie działają heurystyki – przydają się gdy brakuje nam informacji lub czasu, ale nie dają pewności, że nasza decyzja będzie poprawna. Heurystyka rozpoznania mówi, że gdy oceniamy dwa obiekty pod względem pewnego kryterium (tj. mamy określić, który z nich jest pod jakimś względem „lepszy”), a tylko jeden z nich rozpoznajemy (znamy), to właśnie ten znany należy ocenić wyżej. Heurystykę rozpoznania można oczywiście potraktować jako swego rodzaju „radę” (i wykorzystywać), ale jest to przede wszystkim naturalna metoda działania naszego umysłu, stosowana niekoniecznie świadomie. To właśnie automatyczność pozwala kojarzyć ją z intuicją.
Gigerenzer uważa, że to właśnie bardzo proste heurystyki (takie jak heurystyka rozpoznania) pozwalają nam sprawnie i mądrze funkcjonować. Ich stosowanie nierzadko pozwala zamaskować niedobory informacji (eksperymenty pokazują wręcz, że nawet spora wiedza może nie dać tak dobrych efektów). To dlatego intuicję trudno utożsamiać z postępowaniem impulsywnym czy alogicznym. Owszem, intuicyjne przetwarzanie jest szybkie i może nas od czasu do czasu zawieść, ale tysiące lat ewolucji ludzkiego umysłu udoskonaliły je i wykazały jego sensowność. Intuicja rozumiana jako zbiór heurystyk to skrzynka z narzędziami, pozwalająca nam radzić sobie z wieloma problemami.
Z mniej technicznej perspektywy zajmuje się intuicją Jonathan Haidt, badacz zachowań i sądów moralnych z Uniwersytetu Wirginia. Haidt zwraca uwagę, że filozofowie i psychologowie długo zgodnie twierdzili, że nasze oceny moralne zachowań innych ludzi (tj. określenie czy są one „dobre czy złe”) są przemyślane. Tymczasem uczestnicy jego badań najczęściej nie byli w stanie podać racjonalnych uzasadnień swoich sądów moralnych na temat przedstawionych im sytuacji (np. czyszczenia toalety flagą państwową), a jednak byli bardzo mocno przekonani o ich słuszności.
Haidt uważa, że większość ocen moralnych wydajemy szybko i automatycznie (bez świadomego rozumowania, czyli intuicyjnie), a uzasadniamy je dopiero później, zresztą niekoniecznie poprawnie, uzyskując złudzenie obiektywności. Nie wyklucza on wprawdzie, że niektóre nasze sądy moralne są dogłębnie przemyślane (uważa wręcz, że warto starać się właśnie takie sądy wydawać), ale dowodzi, że znacznie częściej postępujemy jak adwokat broniący zaciekle interesów klienta (choćby ten nie miał racji), niż jak sędzia czy naukowiec szukający prawdy. Nasze oceny i działania moralne można znacznie lepiej przewidywać na podstawie emocji niż rozumowań. Haidt określa ludzką moralność jako „Emocjonalnego psa z racjonalnym ogonem” (taki tytuł nosi jeden z jego najsłynniejszych tekstów).
Intuicja moralna, w którą według Haidta jesteśmy wyposażeni, jest bliższa niż poprzednio przedstawione teorie, klasycznemu, nomen omen intuicyjnemu ujęciu intuicji. Intuicja u Haidta to wychwytywanie odczuć pojawiających się w naszych umysłach (w ich powstawaniu kluczową rolę odgrywa jego zdaniem społeczeństwo).
Wgląd, heurystyki, oceny moralne – psychologowie nie dysponują jednolitą teorią intuicji, a jej przejawy dostrzegają we wszystkich zakamarkach ludzkiego umysłu. Pewne jest, że intuicja to zjawisko zaskakujące. Wszystkich potrafi zaskoczyć nagłymi olśnieniami, gdy odbiegające od schematów myśli, rozwiązania i decyzje pojawiają się jakby znikąd w naszych głowach. Badaczy umysłu zaskakuje różnorodność jej zastosowań, mechanizmów i oblicz.
Bartłomiej Kucharzyk