Dwa tory – Wielkie Pytania

Dwa tory

Współczesna psychologia podkreśla pewien dualizm ludzkiego myślenia, ale nie do końca można go utożsamić z dychotomią rozum–emocje.

Pierwszy jest szybki, wymaga mało uwagi, działa bez wysiłku, nieświadomie, nieintencjonalnie, wręcz automatycznie. Potrafi robić kilka rzeczy równolegle, myśli metaforami, lubi patrzeć całościowo, szuka powtarzających się wzorców. Jest nieco powierzchowny, emocjonalny (nad tym się jeszcze zastanowimy) i popełnia błędy.

Drugi jest dość powolny, trzeba mu poświęcać uwagę, wymaga wysiłku, świadomości, intencji i kontroli. Zwykle robi rzeczy po kolei, myśli logicznie, analizuje i posługuje się symbolami. Jest racjonalny, precyzyjny i rzadziej niż pierwszy przywoływany.
Współpracują, uzupełniają się, ale też rywalizują i czasem sobie nawzajem przeszkadzają. Np. w przypadku problemu Lindy, jednym z setek, a może i tysięcy zadań wymyślonych przez Amosa Tversky’ego i Daniela Kahnemana, najważniejszy duet w historii psychologii naukowej.

Kim jest Linda?

U Tversky’ego i Kahnemana Linda (postać fikcyjna) studiowała filozofię, jest wygadana i nie ma męża. Bardzo angażuje się w zwalczanie dyskryminacji i promowanie sprawiedliwości społecznej. Jest wegetarianką. Mając o niej taką wiedzę, zastanówmy się, co jest bardziej prawdopodobne: A – że jest księgową i feministką, czy B – że jest księgową.

Wielu ludziom, zdecydowanie więcej niż połowie pytanych, prawidłowa wydaje się odpowiedź A. Tymczasem wybranie jej wiąże się z popełnieniem jednego z podstawowych grzechów logiki, tzw. błędu koniunkcji. Zauważmy przecież, że nie można być A nie będąc jednocześnie B – wszystkie księgowe-feministki są księgowymi. Można być natomiast B nie będąc A – prawdopodobnie nie wszystkie księgowe są feministkami. Dlaczego zatem błędna odpowiedź jest tak kusząca? Powróćmy do dwóch opisów, od których zaczęliśmy.

Nie są to oczywiście ludzie, ale metafory dwóch trybów ludzkiego poznania czy myślenia. Sam Daniel Kahneman określa je czasem, choćby w książce „Pułapki myślenia”, jako myślenie szybkie i wolne, ale używa też nieco bardziej naukowej, zaproponowanej przez inny znakomity duet badaczy (Keitha Stanovicha i Richarda Westa) nazwy: System 1 i System 2.
System 1 jest ewolucyjnie starszym (można by powiedzieć, że zwierzęcym) i domyślnym, czyli dominującym sposobem funkcjonowania umysłu. Wystarcza nam, gdy odwracamy głowę w kierunku źródła niespodziewanego dźwięku, szukamy wrogości w głosie rozmówcy, rozwiązujemy „równanie” typu 2+2, a nawet gdy staramy się zrozumieć proste zdania. System 2 występuje prawdopodobnie tylko u Homo sapiens (oprócz niemowląt), co więcej: nie zawsze jest u nich włączony. Przydaje się, gdy sytuacja zmusza nas do samokontroli, gdy wypełniamy deklarację podatkową, piszemy powieść albo udowadniamy twierdzenia matematyczne.

Oba systemy uczestniczą, mniej lub bardziej, w różnych zadaniach naszego myślenia – rozumowaniu (wyciąganiu wniosków), ocenianiu (wydawaniu sądów), podejmowaniu decyzji i rozwiązywaniu problemów. System 2 pracuje na algorytmach i można go kojarzyć z rozumowaniem w sensie ścisłym (racjonalnością). System 1 posługuje się heurystykami (skrótami myślowymi) i wiąże się z tym, co niektórzy nazywają intuicją.

Wróćmy do problemu Lindy. Kahneman i Tversky uznali, że jego poprawne rozwiązanie utrudnia jeden ze składników Systemu 1 – heurystyka reprezentatywności, czyli tkwiąca głęboko w naszych głowach tendencja, by pytanie o prawdopodobieństwo, że obiekt X należy do zbioru Y, zastępować pytaniem o stopień podobieństwa X do naszego schematu, prototypu czy stereotypu Y.
Opis Lindy uaktywnia stereotyp kobiety niezależnej, nie pasuje zaś do potocznego wyobrażenia pracownicy biurowej. Systemowi 1 trudno jest zaakceptować możliwość, że Linda jest „tylko” księgową, więc blokuje on logiczne rozwiązanie proponowane przez System 2. W „Pułapkach myślenia” Kahneman wspomina, że z blokadą tą musiał walczyć nawet tak wybitny myśliciel, jak ewolucjonista Stephen Jay Gould, który zanotował: „Jakiś ludzik w mojej głowie nie przestawał podskakiwać i wrzeszczeć: Ale przecież ona nie może być po prostu kasjerką! Przeczytaj sobie opis!”.

Nie należy przy tym myśleć, że System 1 nie udał się ewolucji. Jego zaletami są szybkość, oszczędność wysiłku i wielozadaniowość. W standardowych sytuacjach daje zresztą zadowalające rezultaty – uznanie Lindy za feministkę nie jest przecież bezpodstawne. Psychologowie znajdują ślady jego działania w niemal każdej naszej aktywności umysłowej. Nic dziwnego, że coraz więcej teorii psychologicznych ma w nazwie słowo „dwusystemowa” lub „dwuprocesowa”. Jedna z ciekawszych dotyczy bardzo delikatnej funkcji myślenia – wydawania sądów moralnych.

Moralne wehikuły

Klasyczne teorie psychologii moralności były racjonalistyczne, to znaczy przypisywały świadomemu rozumowaniu kluczową rolę w procesach decyzji i ocen etycznych. Lawrence’a Kohlberga, ojca założyciela tej dziedziny badań, interesowały głównie argumenty, jakie ludzie podają, by uzasadnić swoje wybory moralne. Uważał on przy tym, że dojrzewając, osiągamy coraz wyższe, bliższe doskonałości stadia etyczne. Zaczynamy jako dzieci od szukania przyjemności i unikania kary, a dojść możemy nawet, choć rzadko się to udaje, do „orientacji kosmicznej”, czyli wierności uniwersalnym zasadom i poczucia jedności z Naturą.

Na początku XXI w. małej rewolucji w myśleniu o psychologicznych mechanizmach moralności dokonał Jonathan Haidt. Wyszedł on od obserwacji, że naszych sądów moralnych, nawet tych, których twardo się trzymamy, często nie umiemy tak naprawdę uzasadnić. Jest tak jego zdaniem dlatego, że większość ocen etycznych jest efektem działania ewolucyjnie i społecznie ukształtowanych intuicji i emocji (szczególną rolę odgrywa tu wstręt), a ewentualne szukanie argumentów odbywa się, gdy sąd został już wydany. Nasza moralność to „emocjonalny pies z racjonalnym ogonem” – metaforę tę Haidt umieścił w tytule swojego manifestu.

Jak często bywa, szybko znalazła się osoba chętna, by dokonać syntezy. Kolega Haidta, Joshua Greene z Uniwersytetu Harvarda, uważa, że decyzje i sądy moralne wynikają z interakcji rozumu i emocji. „Moralność”, twierdzi Greene, to pojęcie równie pojemne jak na przykład „wehikuł”. Wehikułem jest zarówno samochód, jak i żaglówka, choć bardzo różnią się w kwestii mechaniki ruchu. Podobnie ma się rzecz z moralnością. Za jej działanie odpowiadają różnorodne mechanizmy umysłowe (mózgowe). Niektóre z nich przynależą do Systemu 1, inne do Systemu 2 (podział ten nie jest jednak ostry).

Co decyduje o tym, który system przeważy w konkretnej sytuacji? W laboratorium Greene’a szuka się odpowiedzi na to pytanie, korzystając m.in. z wysłużonych już nieco problemów etycznych. Jeden z nich, nazywany dylematem zwrotnicy, ułożyła w latach 60. XX w. filozofka Philippa Foot:

Znajdujesz się w pozbawionym hamulców wagoniku, który bardzo szybko zbliża się do rozjazdu torów. Za rozjazdem na torach po lewej widzisz grupę pięciu robotników kolejowych. Na torach po prawej widzisz jednego robotnika. Jeśli nie zrobisz nic, wagonik pojedzie w lewo i spowoduje śmierć pięciu robotników. Jedynym sposobem na uniknięcie śmierci tych robotników jest naciśnięcie dźwigni na twojej desce rozdzielczej, co sprawi, że wagonik pojedzie w prawo i spowoduje śmierć pojedynczego robotnika. Czy naciśnięcie przez ciebie dźwigni w celu uniknięcia śmierci pięciu robotników jest właściwym zachowaniem?

Inny, tzw. dylemat kładki, zaproponowała Judith Jarvis Thomson:

Pozbawiony hamulców wagonik mknie po torach w stronę pięciu robotników, którzy zginą, jeśli wagonik utrzyma swój kurs. Znajdujesz się na kładce nad torami, pomiędzy zbliżającym się wagonikiem a pięcioma robotnikami. Obok ciebie na kładce stoi obca, bardzo dużych rozmiarów osoba. Jedynym sposobem na ocalenie życia pięciu robotników jest zepchnięcie tej osoby z kładki na tory poniżej, gdzie jej wielkie ciało zatrzyma wagonik. Obcy zginie, jeśli to zrobisz, ale pięciu robotników zostanie ocalonych. Czy zepchnięcie przez ciebie obcego na tory w celu uratowania pięciu robotników jest właściwym zachowaniem?

Dylematy te są łudząco podobne (czy poświęcić jedną osobę, by uratować pięć?), ale zazwyczaj wywołują przeciwne odpowiedzi. W przypadku dylematu zwrotnicy twierdząco odpowiada ok. 80 proc. pytanych. Podobny odsetek udziela odpowiedzi negatywnej stojąc przed dylematem kładki.

Matematyczna równoważność tych problemów nie pociąga za sobą równoważności psychologicznej. Pierwszy ma zdaniem Greene’a charakter bezosobowy, drugi – osobowy. Dylematy bezosobowe częściej rozwiązujemy utylitarystycznie, czyli ważąc zyski i straty (ocalenie pięciu ludzi kosztem jednego jest „logiczne”). Dylematy osobowe łatwiej wywołujwą reakcje deontyczne, oparte na jednoznacznych zasadach etycznych (np. „nie zabijaj”). Nieco światła na tę akademicką dychotomię rzucają badania nad pracą postawionego przed takimi wyborami mózgu.

Co na to mózg

Zespół Greene’a wykorzystał w tym celu funkcjonalny rezonans magnetyczny – metodę pozwalającą ocenić, które obszary kory mózgowej pracują nad zadaniem szczególnie intensywnie. Okazało się, że nad dylematem zwrotnicy i innymi problemami bezosobowymi pracowały zwłaszcza części mózgu związane ze świadomym przetwarzaniem informacji i pamięcią roboczą, np. środkowy zakręt czołowy prawej półkuli. Dylematy osobowe (w tym problem kładki) angażowały obszary związane z procesami emocjonalnymi, choćby tylny zakręt obręczy. Te właśnie badania, opisane na łamach „Science”, ugruntowały dwuprocesową teorię wydawania sądów moralnych.

Następne eksperymenty pokazały oczywiście, że mózgowe mechanizmy rozwiązywania dylematów są bardziej skomplikowane i tworzą złożone sieci, ale główna idea pozostała bez zmian. Moralność jest grą procesów automatycznych (szybkich) i kontrolowanych (wolnych), a więc naszych dwóch systemów.

Nie jest w pełni jasne, czy można je utożsamiać z tradycyjną opozycją emocji i rozumu. Psychologowie poznawczy, tacy jak Kahneman, wolą mówić o intuicji i heurystykach oraz rozumowaniu i algorytmach. Psychologowie społeczni, w tym Greene, są mniej rygorystyczni. Wskazują np., że w ocenianie moralne uwikłane jest ciało migdałowate – część mózgu zgodnie przez badaczy wiązana z procesami afektywnymi, a zwłaszcza negatywnymi emocjami.

Wobec eksperymentów z wykorzystaniem zadań takich jak dylematy kładki i zwrotnicy wysuwa się szereg zarzutów. Najczęstszy dotyczy ich sztuczności. Rzadko zdarza nam się stać przy zwrotnicy, gdy rozpędzony wagonik nieubłaganie mknie w stronę grupy nieświadomych zagrożenia osób. Nasze codzienne decyzje i oceny moralne dotyczą mniej dramatycznych spraw. Czy to, jak mózg pracuje nad filozoficznym problemem, mówi nam coś o tym, jak rozstrzygamy wątpliwości na temat relacji międzyludzkich albo pieniędzy?

Być może nie. Współczesny świat przynosi jednak zaskakujące paralele dylematów z wagonikiem. Różnica między popchnięciem dźwigni zwrotnicy a popchnięciem osoby na tory kojarzy się z dyskusją na temat zabijania z użyciem dronów i filmem „Niewidzialny wróg” z Helen Mirren w roli głównej. Z kolei wybór między poświęceniem czyjegoś życia a zaniechaniem ratowania innych to problem istotny dla producentów i potencjalnych użytkowników autonomicznych aut. Nieprzypadkowo Massachusetts Institute of Technology uruchomiło platformę internetową moralmachine.mit.edu, na której prosi o odpowiedzi na dylematy, przed którymi może stanąć samosterujący się samochód. I nieprzypadkowo to właśnie Joshua Greene pytał, znów w „Science”, kiedy nasze auta powinny być gotowe nas zabić. Rzecz jednak w tym, że nawet jeśli zdecydujemy się powierzyć sprawę albo rozumowi, albo emocjom, to i tak nie mamy gwarancji jednej odpowiedzi. ©

Bartłomiej Kucharzyk

Autor jest psychologiem i prawnikiem, członkiem Centrum Kopernika i koordynatorem Copernicus Festival.

Skip to content