Moralność wymaga umowy społecznej – Wielkie Pytania

Moralność wymaga umowy społecznej

Sposoby zachowania zwierząt wytworzone przez ewolucję biologiczną prowadzą do maksymalizacji propagowania genów. Dlatego większość z nich ma charakter egoistyczny.

Nie należy brać przykładów z przyrody, bo spotkamy się tam z powszechnie potępianymi przez społeczeństwa ludzkie zjawiskami: agresją, dzieciobójstwem, zabijaniem konkurentów, zabijaniem partnerów seksualnych – samców, a nawet zjadaniem żywcem matki. Są też wypracowane przez ewolucję bardziej sympatyczne zachowania, takie jak współpraca, czasem nawet między osobnikami różnych gatunków, altruizm, przestrzeganie pewnych konwencji, takich jak prawo własności, unikanie agresji. Od kontekstu zależy, co jest w danych warunkach, a czasem w danej chwili, korzystne dla propagowania genów.

Nepotyzm i przeprosiny

O ile zachowania egoistyczne były zrozumiałe od chwili powstania darwinowskiej teorii ewolucji, o tyle ewolucja zachowań zgodnych z naszym poczuciem moralności była przez dłuższy czas zagadką, która została rozwiązana dopiero w latach 60. i 70. ubiegłego wieku, przede wszystkim z pomocą teorii gier. Nie ma potrzeby doszukiwania się przestrzegania lub nieprzestrzegania reguł moralności w przypadku wspomnianych zjawisk.

Osobniki wielu gatunków zwierząt żyją w grupach zapewniających przede wszystkim większe bezpieczeństwo. Wielkie stada, zwane stadami anonimowymi, nie wymagają osobistej znajomości między osobnikami. Bezpieczeństwo zapewnia czujność wielu oczu i uszu informująca o zbliżaniu się drapieżnika, a w przypadku jego ataku, rozłożenie ryzyka śmierci na wiele osobników. W takim stadzie obowiązuje tylko jedna zasada: starać się być jak najbliżej środka, a w przypadku ataku drapieżnika, starać się być w środku za wszelką cenę.

Osobniki wielu innych gatunków łączą się w mniejsze grupy, których członkowie doskonale znają swą siłę i charaktery, potrafią współpracować. Bogactwo zachowań jest znacznie większe w takich grupach, niż u gatunków, w których osobniki żyją samotnie, a łączą się tylko w celach prokreacyjnych. W stadach istnieje hierarchia, a osobniki stojące w tej hierarchii nisko doznają wielu przykrości. Nie opuszczają jednak stada, bo większe szanse przeżycia mają na dole drabiny społecznej niż poza stadem. Nie sądzę, by mobbing w stosunku do osobników podporządkowanych podlegał jakiejkolwiek ocenie moralnej. Istotne też są stosunki pokrewieństwa w grupie, gdyż można przekazywać geny do następnego pokolenia nie tylko rozmnażając się, ale także pomagając w rozrodzie krewnym, posiadającym wspólne geny z prawdopodobieństwem będącym funkcją współczynnika pokrewieństwa. Nepotyzm jest zatem zjawiskiem powszechnym w świecie zwierząt i nie słyszałem, by mechanizm przeciwdziałający nepotyzmowi istniał u innego gatunku poza Homo sapiens. Ponieważ wybuchy agresji są nieuniknione w życiu grupowym, warunkiem trwałości grup jest powstanie mechanizmów przepraszania, takich jak iskanie wśród małp. To jednak zdecydowanie za mało, by mówić o moralności.

Współpraca pod presją

Odziedziczyliśmy po naszych małpich przodkach wiele zachowań stadnych. Były one z pewnością warunkiem koniecznym powstawania reguł zwanych moralnością, ale nie warunkiem wystarczającym. Gdy nasi dalecy przodkowie przeszli do życia na otwartej sawannie, około 6 mln lat temu, napotkali wiele wyzwań, przede wszystkim zagrożenie ze strony drapieżników, przed którymi nie można uciec na drzewo. Jedyną obroną był zbiorowy, zorganizowany kontratak lub odstraszanie, tym skuteczniejsze, im większa była grupa. Zgodnie z koncepcją Robina Dunbara, wielkość zorganizowanej grupy jest limitowana wielkością mózgu, ściślej kory nowej, determinującej ilość relacji socjalnych, które mogą być pamiętane i obsługiwane. Istniał zatem silny nacisk selekcji na powiększanie wielkości grupy i wielkości mózgu. Nasi przodkowie, przynajmniej licząc od Homo erectus, byli na tyle skuteczni, że szybko wypełnili dostępną w Afryce przestrzeń. Największym zagrożeniem dla grupy Homo erectus stały się inne grupy Homo erectus, co dalej zwiększało presję selekcyjną na wielkość grupy i mózgu, a także na stopień organizacji wewnątrz grupy. Niektórym grupom nie udawało się wywalczyć miejsca, decydowały się wtedy na migrację, co także wymagało sprawnej organizacji i sprawnego mózgu. Homo erectus skolonizował całą Azję.

Mózg jest niezwykle kosztownym energetycznie organem. U dorosłego człowieka pochłania on około 20 proc. energii, u dziecka nawet 40 proc. Do chwili opanowania ognia mózg powiększał się u naszych przodków wolno, początkowo dzięki zmianie diety na bardziej białkową, później, u Homo habilis, dzięki ewolucyjnemu nabyciu umiejętności sporządzania prostych narzędzi umożliwiających rozdrabnianie mięsa i ziarna, co zwiększało strawność. Opanowanie ognia było wielkim przełomem. Pozwoliło na obróbkę cieplną pokarmu, który stał się znacznie bardziej strawny oraz na ograniczenie utraty ciepła nocą. Ogień zabezpieczał też nocą przed drapieżnikami. Należy również docenić dodatkowy czynnik: ognisko rozjaśniało mrok i umożliwiło poświęcenie dodatkowych godzin życiu socjalnemu. Życie socjalne Homo erectus jeszcze przed opanowaniem ognia było bez wątpienia skomplikowane, pełne reguł niepisanych a nawet nieartykułowanych, których niespełnienie mogło być w skrajnym przypadku wykluczeniem z grupy, będącym prawdopodobnie odroczonym wyrokiem śmierci. Czy to już była moralność? Moim zdaniem jeszcze nie, było to tylko rozwinięcie reguł obowiązujących w każdym zhierarchizowanym stadzie.

Kiedy zatem powstała moralność, czyli ocena czynów jako dobre, neutralne lub złe? Moim zdaniem dopiero wtedy, gdy ewolucja kulturowa zdominowała ewolucję biologiczną, czyli po opanowaniu ognia i rozwinięciu intensywnych relacji socjalnych przy ognisku. Uważam, że z chwilą powstania języka, a może nawet nieco później, gdy język osiągnął taki stopień rozwoju, że można było przy ognisku opowiadać historyjki, także opisujące fikcyjne sytuacje, i dyskutować o nich. Tylko wtedy grupa mogła ustalić, co jest dobre, a co złe. Tylko tak mógł powstać, początkowo niepisany, kodeks moralny.

Nie zabijaj

Wielu twierdzi, że istnieją prawa naturalne i nie jest potrzebne wypracowanie zgody na ich przestrzeganie. Na przykład „nie zabijaj”. Wystarczy jednak przez chwilę się zastanowić, a rodzi się pytanie: kogo? Czy na pewno jest to bezwzględny zakaz zabijania? Czy w imię religii przestrzegających tego zakazu nie ginęły przypadkiem w historii miliony ludzi? Grupa społeczna, dziś państwo lub organizacja państw, kiedyś wspólnota religijna, musi wyznaczyć granice dla tej zasady, akceptowalne przez większość grupy. Tak więc kiedyś jako zło postrzegano tylko zabijanie członków własnej wspólnoty, a zabijanie innych traktowane było zwykle jako cnota. Dziś wrażliwość społeczna wzrosła i uważamy, że trzeba unikać zabijania także członków innych wspólnot. Prawo „nie zabijaj” obejmuje jednak często tylko tych członków wspólnoty, którzy przestrzegają reguł wypracowanych przez wspólnotę, reguł, które dziś nazywamy prawem. Innych można karać proporcjonalnie do winy, nawet śmiercią. Wzrost wrażliwości społecznej spowodował, że coraz więcej krajów, w tym cała Unia Europejska, nie dopuszcza karania śmiercią. Jednak kara śmierci wciąż ma bardzo wielu zwolenników, paradoksalnie głównie wśród tych, dla których „nie zabijaj” jest jednym z podstawowych przykazań.

Uznajemy też prawo do obrony koniecznej, zarówno w wymiarze indywidualnym jak i zbiorowym. Ale jak ostra jest granica tego, co dopuszczalne? Czy wystarczy, że ktoś naruszył nasz mir domowy by go zastrzelić? Czy wystarczy, by sąsiednie państwo stwarzało potencjalne zagrożenie, by dokonać prewencyjnego ataku? A co z zabijaniem dla ratowania honoru rodu? Czy „nie zabijaj” ma obowiązywać bezwzględnie od stadium zygoty, gdy jeszcze nie wiadomo, czy ma ona szansę na rozwój i czy powstanie z niej jeden człowiek, czy bliźnięta jednojajowe, czy nieco później, a jeśli później, to jak późno? Może dopiero od nadania imienia, jak to miało miejsce w pewnych grupach Inuitów, dla których zabijanie dzieci kalekich przed nadaniem im imienia było dopuszczalne? Dopiero interpretacja nadaje sens przykazaniu „nie zabijaj”.

Kompromis zamiast konsensusu

Kolejna norma moralna – „nie kradnij”. Jak często ludzie spowiadają się z niepłacenia podatków, co jest przecież formą okradania pozostałych członków wspólnoty? A z niszczenia biosfery, co jest okradaniem przyszłych pokoleń? Dalej: „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu”. Czy znaczy to, że nigdy nie wolno kłamać? Czy ludzie spowiadają się z tego, że wmawiali dzieciom wiarę, że to św. Mikołaj przynosi prezenty? A może powiedzenie komuś, że ładnie wygląda, gdy widać, że stoi nad grobem, jest grzechem? Jest umową społeczną, które kłamstwa są prawnie karalne (dawanie fałszywego świadectwa przed sądem; chyba taki był pierwotny zamysł tego przykazania), które są moralnie naganne (na przykład opowiadanie komuś nieprawdy lub niecałej prawdy o drugim człowieku; jeśli ścigane, to tylko z oskarżenia prywatnego), a które są wymyślane, by uprzyjemnić komuś życie.

Problemy zaczynają się wtedy, gdy wspólnota, na przykład naród, lub obywatele wielonarodowego państwa, jest niejednorodna, składają się na nią grupy przestrzegające odmiennych, przynajmniej częściowo, reguł moralnych. Zwykle wytwarza się wtedy chwiejna równowaga wzajemnej tolerancji, zagrożona jednak destabilizacją wskutek uzurpacji do posiadania „jedynej racji” przez jedną z grup. Ważne kwestie powinny być regulowane przez roztropne prawo, które w zakresie dotyczącym zasad moralnych będzie zawsze kompromisem między oczekiwaniami każdej z grup. Moim zdaniem prawo w zakresie dotykającym kwestii moralnych wyrasta z tych samych źródeł co moralność, choć zajmuje się jedynie drastycznymi przypadkami łamania zasad. Prawo zajmuje się też regułami ważnymi dla funkcjonowania społeczeństwa, neutralnymi moralnie. Ustalenie maksymalnej dopuszczalnej prędkości na terenie zabudowanym jest ważne, ale niewiele ma wspólnego z moralnością. Dopiero nieprzestrzeganie tego prawa możemy oceniać według kryteriów moralności, choćby przez pryzmat reguły „nie zabijaj”.

Niestety jeśli jedna z grup zdominuje władzę, ulega często pokusie, by przekształcić w prawo własne interpretacje reguł moralnych. Prowadzi to zwykle do niepokojów społecznych. Stanowienie roztropnego prawa wymaga dialogu. Niestety taki dialog jest we współczesnych społeczeństwach znacznie trudniejszy, niż kiedyś przy ognisku. Wtedy można było liczyć na konsensus, dziś musimy i powinniśmy zadowolić się kompromisem.

JAN KOZŁOWSKI

Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2016-2019

Skip to content