Nauka i pseudonauka w wojnie na metafory
Metafory są okularami, przez które patrzymy na świat. Mogą być czarne lub różowe, mogą korygować nasze wady wzroku albo je wyolbrzymiać. Nie możemy się tylko bez nich obejść.
Wirus czy bestia?
Kilka lat temu psychologowie Paul Thibodeau i Lera Boroditsky przeprowadzili interesujący eksperyment, opisany na łamach czasopisma „PLOS ONE”. Dwóm grupom badanych przedstawili taki sam raport na temat przestępczości w fikcyjnym mieście, pełen faktów i statystyk. Jedyna różnica polegała na tym, że w jednym z początkowych zdań przestępczość była przedstawiona albo jako grasująca w mieście bestia, albo jako wirus, który zainfekował miasto. Następnie badani opowiadali o swoich pomysłach na walkę z przestępczością. Ci, którym podsunięto metaforę wirusa, skupili się na prewencji, uwarunkowaniach społecznych i zapobieganiu rozprzestrzeniania się przestępczości. Ci, którym zasugerowano walkę z bestią, stawali się automatycznie zwolennikami surowszych kar i kładli nacisk na tropienie i odnajdywanie winnych.
Co najciekawsze, badani pozostali kompletnie nieświadomi wpływu metafor na proces własnego rozumowania. Poproszeni o argumentację cytowali (te same w obu grupach) fakty i statystyki, próbując wykazać, że sugerowana przez nich strategia jest wyprowadzona bezpośrednio z danych.
To kolejny z długiej serii eksperymentów ukazujących, jak wielki wpływ na nasze nasze myślenie i działanie mają metafory. A w dodatku Thibodeau i Boroditsky przekonująco pokazali, że wpływ ten pozostaje dla nas całkowicie niewidzialny. Metafory są okularami, przez które patrzymy na świat. Mogą być czarne lub różowe, mogą korygować nasze wady wzroku albo je wyolbrzymiać. A kiedy już raz umieścimy je na nosie – niczym pan Hilary natychmiast zapominamy, że się tam znajdują. W dodatku metafor praktycznie nie sposób uniknąć. (Kto zauważył, że trzy długie zdania o okularach były rozbudowanym metaforycznym obrazem?) Ilekroć chcemy opowiedzieć o czymś nowym, skomplikowanym, odległym od codziennego doświadczenia słuchaczy, ilekroć wkraczamy na terytorium słabo zmapowane, odkrywamy i opisujemy nową rzeczywistość – jesteśmy skazani na budowanie uproszczonych, metaforycznych modeli.
Napięcie między nauką i pseudonauką opisywać można z wielu perspektyw. U jego źródeł leży kryzys zaufania, trudności w oswojeniu błyskawicznego postępu czy komunikacyjne problemy uniwersytetów albo służby zdrowia. Eksperyment z wirusem i bestią pokazuje, że jednym z kluczowych pól walki mogą się okazać metafory. Nauka (jak większość domen ludzkiej działalności) jest od nich uzależniona. Pseudonauka pasożytuje na nauce, podkradając jej metafory i dokonując na nich serii niepokojących przekształceń.
Ustalić kolor galaretki
Filozof języka Max Black przekonywał, że zadaniem metafory jest „organizowanie spojrzenia”. Metafora opiera się na zestawieniu dwóch przedmiotów (tematu i rematu). Uwydatnia te cechy, które je łączą, pozostałe zaś usuwa w cień. Przyjrzyjmy się na przykład modelowi z zakresu fizyki, gdzie zjawisko grawitacji tłumaczy się zakrzywieniem czasoprzestrzeni przez masę. To tak, mówi się często, jak gdyby dwie kulki umieścić w miseczce z galaretką – pod wpływem ich masy powstaną w jej powierzchni „dołki”, które sprawią, że kulki zbliżać się będą do siebie. Od razu można zauważyć, że tylko niektóre cechy przedmiotu pomocniczego mają zastosowanie w modelu. Nie ma znaczenia na przykład kolor ani temperatura galaretki, czy też kształt miski-wszechświata. W przeciwieństwie do nauki, pseudonauka nie zna w tym zakresie umiaru. Gdy raz wejdzie w metaforyczny ciąg – nie potrafi się pohamować przed rozwijaniem kolejnych skojarzeń tak długo, aż nie ustali dokładnego smaku galaretki.
Black (w pełnej zgodzie ze spostrzeżeniami antropologów zajmujących się mitami) w Models and Metaphors tłumaczy, że metafora jest skuteczna, jeżeli skomplikowane, abstrakcyjne zjawisko pełne niejasnych szczegółów pozwala nam zastąpić prostym, dostępnym dla zmysłów obrazem. W przypadku poprawnie zastosowanej metafory mamy więc do czynienia z patrzeniem na świat poprzez przedmiot pomocniczy, lecz nie z twierdzeniem, że świat jest tym, czego metaforycznie używamy do jego opisu. Nikt poprawnie rozumiejący komunikat naukowców nie nabierze podejrzeń, że czasoprzestrzeń zbudowana jest z galaretki. Pseudonaukę poznamy po tym, że zaproponuje nam darmowe podróże międzygwiezdne za pomocą silnika zjadającego galaretkę.
Według Blacka każda dobra teoria naukowa jest w swej najpierwotniejszej formie właśnie metaforycznym modelem. Ale to dopiero początek podróży, w którą zabiera nas nauka! Drogę od metafory do naukowej teorii opisywał Jacob Bronowski w książce Źródła wiedzy i wyobraźni. Według Bronowskiego formułując każde stwierdzenie o otaczającym nas świecie dokonujemy uproszczenia. Z wielkiej całości, jaką jest wszechświat, w którym wszystko oddziałuje ze wszystkim, wybieramy pewien interesujący nas fragment rzeczywistości. Zabieg ten nazywa Bronowski (nawiązując do tradycji fenomenologicznej) „cięciem epistemologicznym”. Następnie, jak twierdzi Bronowski, w umyśle badacza rodzi się właśnie metafora – intuicyjne, całościowe uchwycenie pewnych zależności. Aby jednak metafora ta stała się pełnoprawną teorią naukową, musi zostać przetłumaczona na język literalny. Bronowski opisując swą koncepcję na przykładzie genialnego odkrycia Newtona pisze: „Kiedy Newton wyobraził sobie księżyc, jako kulę wyrzuconą na orbitę wokółziemską, stworzył gigantyczną metaforę. A kiedy już ją opracował, miała postać matematyczną, była algorytmem”. Taką właśnie drogę tą – od wyobraźni i metafory, do zmatematyzowanego algorytmu – przejść musi według Bronowskiego każda udana teoria naukowa.
Metafory nie leczą
Pseudonauka zawraca ten bieg. Odbijając się od ściany matematycznych wzorów, chemicznych formuł czy socjologicznych statystyk, powraca do zdroworozsądkowej domeny sugestywnych obrazów. Jej królestwem są metafory. Ale pseudonauka traktuje je zupełnie inaczej niż nauka. Nie jako punkt wyjścia do opisu, lecz jako rzeczywistość samą w sobie. Przypomina w tym względzie logikę mityczną, w ramach której członkowie danego plemienia byli jednocześnie ludźmi i zwierzętami totemicznymi, albo niebo było wnętrzem oka powalonego w pradziejowej wojnie giganta.
Metafory są potężną bronią. Jest to jednak broń o dwóch ostrzach (znowu metafora…). Stanowiąc bardzo ważny (lub wręcz niezbędny) etap rozwoju każdej teorii naukowej, metafory pomagają nam opanować skomplikowaną rzeczywistość i skupić się na tym, co w danym momencie ważne. Jednak kiedy naukowe metafory dostają się w niepowołane ręce, zamiast objaśniać rzeczywistość – zaczynają ją przesłaniać.
Białe krwinki jako strażnicy, organizm usuwający toksyny jak miasto wywożące śmieci, spiny przedstawione w postaci ruchu obrotowego, nowotwór jako „obcy” w naszym ciele – wszystko to tylko punkty wyjścia do szczegółowego opisu rzeczywistości. Skuteczne tak długo, jak długo pamiętamy, że są metaforami i niczym więcej.
W świecie retoryki, marketingu czy polityki metafory od dawna są doskonale zgłębionym zagadnieniem. Wiadomo, na przykład, że nie poddają się prostym zaprzeczeniom. Jeżeli ktoś mi powie: „jesteś świnią”, to nie będę jego słów prostował dowodząc, że nie mam ryja i zakręconego ogonka. Skutecznym sposobem polemiki z takim adwersarzem jest raczej przejmowanie i rozbrajanie jego metafor albo takie przetwarzanie metaforycznych obrazów, by służyły naszej wizji świata. Jeżeli przeciwnik mówi, że spadł mu kamień z serca, wtrącamy, że chyba na stopę. Jeżeli twierdzi, że Polska jest panną – dodajemy, że brzydką i bez posagu. Właśnie tę strategię do perfekcji opanowała pseudonauka. Uprowadza i wykorzystuje po swojemu źródłowe metafory nauki, twórczo rozwijając je i dopasowując do swoich potrzeb. (To kolejne z szeregu podobieństw między pseudonauką i populizmem politycznym!)
Musimy być wyczuleni na tę praktykę. Bo przez umiejętny dobór metafor wszystko można wyjaśnić i wszystko można sprzedać. Dla każdego zjawiska możemy znaleźć taką analogię, który ukaże je w wygodnym dla nas świetle. Dla nauki metafory są tylko punktem wyjścia, z którego wyrusza w fascynującą odkrywczą podróż. Dla pseudonauki są portem docelowym. I nie byłoby w tym nic złego, bo życie bez metafor byłoby nieznośne. Problem polega na tym, że same metafory nie podnoszą PKB, nie zmniejszają śmiertelności niemowląt i nie leczą nowotworów.
Marcin Napiórkowski
Publikacja finansowane w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2016-2019