Nauka ma przyszłość
Jest dobra wiadomość: z grubsza wiemy, czego nie wiemy. Możemy się więc skoncentrować na wyjaśnianiu zagadek, które stawia przed nami Wszechświat. Albo nasz mózg.
Był jednym z najlepszych łapaczy w historii baseballa. Ale do historii trafił dzięki bon motom – genialnym w swojej nieporadności. Stał się dzięki nim tak popularny, że studio Hanna-Barbera na jego cześć nazwało kreskówkowego niedźwiedzia.
To Yogi Berra. A skąd się wziął w artykule o nauce? Bo zdołał w pigułce zawrzeć problem, z którym futuryści, naukowcy i inżynierowie zmagają się każdego dnia: „Przewidywanie jest trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o przewidywanie przyszłości”.
Jak wyobrażaliśmy sobie rok 2014 dwadzieścia, trzydzieści czy sto lat temu? Mieliśmy mieć teleportację, kosmiczne wycieczkowce, mieliśmy wygrać z rakiem i żyć 200 lat. Nie wyszło. Ale zamiast tego mamy w kieszeniach urządzenia, które pozwalają czerpać z całego zasobu wiedzy ludzkości. To, że służą nam do wrzucania fotek na Facebooka, jest mniej istotne.
Nie możemy przewidzieć, co będziemy wiedzieli za kilkaset czy choćby kilkanaście lat. Ale mamy za to świadomość, jak ograniczona jest nasza wiedza o rzeczywistości. Wiemy więc, czego szukać.
Gdzie są wszyscy?
Choć wypatrujemy ich od ponad stulecia, wciąż nie spotkaliśmy żadnych kosmicznych sąsiadów. Nawet mikroskopijnych. Odkrycie życia w innych światach byłoby przewrotem kopernikańskim: mogłoby wywrócić nasze wyobrażenie o miejscu naszego gatunku we Wszechświecie. Wiemy już, że co najmniej kilka światów w naszym Układzie Słonecznym – Europa, Enceladus, Tytan, być może Mars – nadawałoby się na dom dla innych form życia.
A poszukiwania kogoś, z kim moglibyśmy porozmawiać? Naukowcy z programu SETI są przekonani, że moglibyśmy odkryć inną cywilizację w ciągu dziesięciu lat, jeśli tylko znajdzie się polityczna wola i budżet dla astronomów. Choć dziesięć lat temu padały podobne deklaracje.
Jak myślisz?
Ale czy mamy szanse na zrozumienie obcej inteligencji, skoro nie do końca rozumiemy własną? A z tego, jak działają nasze mózgi, nie rozumiemy zbyt wiele. Potrafimy manipulować procesem powstawania pamięci, naukowcom udało się nawet wytworzyć fałszywe „wspomnienia” u myszy, ale to nie oznacza jeszcze, że wiemy, jak pamięć jest magazynowana ani jak mózg wspomnienia odzyskuje. Wiemy np., że proces „sczytywania” wspomnień może doprowadzić do ich zaburzenia, co udało się wykorzystać do „wymazania” pewnych zapamiętanych wydarzeń. Ale jak on działa? Czy jest elektryczny, chemiczny, czy jeszcze inny?
Potrafimy precyzyjnie mierzyć aktywność elektryczną mózgu, ale jesteśmy jak elektryk w fabryce komputerów: rozumiemy, jak komputer przekazuje impulsy między swoimi elementami, i umiemy je zmierzyć, ale bez znajomości systemu operacyjnego nie pojmiemy, jakie informacje są przekazywane.
A pamięć to tylko początek. Dlaczego śpimy? Jak działa nasza percepcja? I czym jest świadomość? Mózg ma przed sobą jeszcze wiele pracy, zanim zrozumie, jak działa.
A może poprosić o pomoc?
Choć może mózg będzie mógł liczyć na wsparcie. Bo jeśli badania takich naukowców, jak prof. Kevin Warwick, będą dalej postępować w podobnym tempie i kierunku jak dotąd, możemy się doczekać cyfrowych „protez” dla mózgu. Pierwsze próby już trwają: University of Pennsylvania pracuje na zlecenie wojskowej agencji badawczej DARPA nad protezą pamięci, która ma pozwolić – zapewne najpierw rannym żołnierzom – odzyskać zdolność zapisywania i odczytywania długoterminowej pamięci. Implant ma być gotowy za cztery lata.
A jeśli się uda, czy pójdziemy o krok dalej? Budując urządzenia, które będą poprawiały „parametry” naszych mózgów? Czy będziemy chcieli? Czy powinniśmy?
Budujemy konkurencję
A jeśli już zrozumiemy, jak działają nasze umysły, zbudujemy coś na ich obraz i podobieństwo? Inżynierowie Google, pod wodzą guru futurystów Raya Kurzweila, są przekonani, że tak. Głęboko w ich laboratoriach wre praca nad algorytmami, które pozwalają maszynom uczyć się świata podobnie, jak robią to ludzie. Już dziś wyszukiwarka internetowa Google korzysta z nich, żeby zrozumieć użytkowników, ale w przyszłości taka „mapa pojęć”, pokazująca komputerowi, jak łączą się ze sobą np. słowa „matka”, „dziecko”, „miłość” – ma pozwolić komputerowi zrozumieć już nie pytania wpisywane do wyszukiwarki, ale to, co za nimi stoi.
W połączeniu z superszybkimi komputerami kwantowymi, które – być może, to budzi wciąż gorące dyskusje – pracują już na rzecz Google, może doprowadzić to do powstania sztucznej inteligencji, która po prostu rozumie świat – i jest świadomą istotą. Elektronicznym dzieckiem. Tylko na kogo to dziecko wyrośnie?
Pożyjemy, zobaczymy
Żeby się o tym przekonać, przydałoby się pożyć trochę dłużej – powiedzmy, kilka stuleci. Ale nieśmiertelność, która jeszcze za czasów Mary Shelley wydawała się na wyciągnięcie ręki, stale się nam wymyka. Rozumiemy, po co z biologicznego, ewolucyjnego punktu widzenia istnieje śmierć ze starości: robi miejsce dla kolejnych pokoleń, o genach nieco lepiej przystosowanych do aktualnych warunków niż geny rodziców. Ale jak ten proces zahamować? Pewnie wyeliminujemy, jedna po drugiej, choroby zakaźne czy wady wrodzone – to kwestia uporu i wytrwałości lekarzy. Ale co z rakiem, który wydaje się bezpośrednio związany z procesem starzenia? Im bliżej wydaje się cel, tym trudniej go nam uchwycić.
Wśród rozlicznych bon motów Yogiego Berry znalazł się i taki: „Przyszłość nie jest taka jak kiedyś”. Święta prawda. Jest dużo ciekawsza.
WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.