Ojciec Ignacy – pionier przemysłu petrochemicznego – Wielkie Pytania

Ojciec Ignacy – pionier przemysłu petrochemicznego

Według jednej z historii opowiadanych na Podkarpaciu impulsem do prac nad ropą naftową była dla Łukasiewicza wizyta miejscowego karczmarza. Przyniósł on młodemu aptekarzowi pojemnik z olejem skalnym, jak wtedy nazywano ropę, i spytał czy dałoby się z tego zrobić jakąś wódkę

est to zapewne legenda, ale faktem jest, że w jakiś sposób nasz wynalazca zainteresował się tym dość powszechnie występującym w okolicach cuchnącym produktem. Nazywano go olejem skalnym, ponieważ zbierał się w zagłębieniach w skałach. Miejscowi chłopi stosowali go jako smar do osi wozów, używany też był – w postaci kaganków – do oświetlania, ale ten sposób był dość prymitywny, ponieważ światło było słabe, a poza tym kaganki strasznie kopciły.

Oczywiście Polska nie była pierwszym miejscem na świecie, w którym wykorzystywano olej skalny do celów praktycznych. Używano go także do produkcji ówczesnej odmiany asfaltu w starożytnym Babilonie, a w Egipcie służył do balsamowania zwłok. Herodot wspomina o źródłach ropy na wyspie Zakynthos, skąd transportowano ją do Grecji.

Wróćmy jednak do XIX-wiecznej Polski. W 1822 roku w Zadusznikach – małej wsi na Podkarpaciu urodził się Ignacy Łukasiewicz. Rodzina w 1830 roku przeniosła się do Rzeszowa, gdzie młody Ignacy zaczął chodzić do szkoły. Do 1836 roku zdołał ukończyć 4 klasy gimnazjum, po czym naukę musiał przerwać ze względu na trudną sytuację finansową rodziny. Wtedy właśnie trafił na naukę do apteki w Łańcucie. W tamtych czasach było naturalne, że młodzi chłopcy (Ignacy miał 14 lat) idą do pracy, gdzie są przyuczani do konkretnego zawodu. Ówcześni farmaceuci byli ludźmi naprawdę wykształconymi, nie tylko w dziedzinie przygotowywania leków, ale też chemii. Zaplecze każdej apteki było sporym laboratorium. Można przypuszczać, że takie miejsce jest dla każdego młodego człowieka magiczne. Nie inaczej było z Łukasiewiczem. Zapewne na początku jego prace nie były zbyt skomplikowane, ale jeśli uczeń umiał podglądać działania mistrza, nabierał szybko umiejętności praktycznych, które były w tym momencie najważniejsze. Ignacy był zdolny i szybko został pomocnikiem aptekarza. Jednocześnie jako patriota związał się z ruchem niepodległościowym, co skończyło się dla niego rocznym więzieniem. Po wyjściu na wolność zaczął pracę w lwowskiej aptece Mikolascha, po czym udał się do Krakowa na studia. Nie ukończył Uniwersytetu Jagiellońskiego, ponieważ zabrakło mu jednego zdanego egzaminu – farmakognozji. Udało mu się go zdać w 1852 na uniwersytecie w Wiedniu. Wrócił do Lwowa, ale jego działania były coraz bardziej nakierowane na prace badawcze nad ropą naftową.

Przetwarzanie ropy naftowej nie było oczywiście pomysłem Łukasiewicza. Już starożytni potrafili ją gotować i zagęszczać. Ba, chłopi z Podkarpacia też to robili, aby uzyskać smar do wozów i gospodarstw domowych. Zwykłe podgrzewanie pozwalało na pozbycie się bardziej lotnych frakcji i uzyskanie mazi, która konsystencją przypominała dzisiejsze smary. Oczywiście trzeba było to robić z rozwagą, ponieważ lotne frakcje były łatwopalne. Istotą pomysłu Łukasiewicza było skoncentrowanie się nie tyle na otrzymywaniu brunatnej mazi, ale skroplenie tego, co ma niższą temperaturę wrzenia i zbadanie jego właściwości. Był to strzał w dziesiątkę.

Razem ze współpracownikiem z lwowskiej apteki, Janem Zehem, wykonali setki prób destylacji, które w efekcie dały produkt nadający się do zastosowania praktycznego. W wyniku frakcjonowania uzyskali bezbarwną ciecz, którą dziś nazywamy naftą. Płyn ten, wrzący w zakresie 170-250 stopni, nadaje się doskonale do lamp, ale dawne lampy olejowe nie bardzo pasują do tego paliwa. Dlatego też farmaceuta i chemik musi pokazać także umiejętności inżynierskie. Praca ta jest była niebezpieczna, ponieważ kolejne konstrukcje ulegały eksplozjom. W końcu jednak udaje się – powstaje konstrukcja bezpiecznej, niekopcącej lampy. Był rok 1853, a pierwsza lampa została wystawiona w oknie apteki. Jednak praktyczny debiut miał miejsce dokładnie 31 lipca 1853 roku, gdy w lwowskim szpitalu miejskim wykorzystano lampy naftowe do oświetlenia sali operacyjnej. Była to pierwsza nocna operacja, wykonywana w trybie pilnym. Lekarze byli przekonani, że pacjent nie miał szans doczekać do rana, a żadne inne źródło oświetlenia nie było wystarczająco efektywne.

To był moment przełomowy – lampy Łukasiewicza zaczęły pojawiać się w coraz to nowych miejscach, a on sam coraz głębiej wchodził w zagadnienia przemysłowe. W 1854 roku przeniósł się do Gorlic, aby być bliżej terenów, na których można było wydobywać ropę. W tym samym roku założył pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej w miejscowości Bóbrka. Co ciekawe, kopalnia działa do dziś, choć oczywiście teraz ma charakter muzealny, a nie przemysłowy.

Mając pod dostatkiem miejscowego surowca, Łukasiewicz mógł zająć się udoskonalaniem metod przemysłowej destylacji ropy. Aby uzyskać jak najczystsze produkty, aparaty destylacyjne musiały ewoluować w kierunku destylacji frakcyjnej. Praca była ryzykowna, ponieważ w złożach ropy naftowej obecny jest także gaz. Stąd częste pożary, a także zatrucia robotników pracujących przy wydobyciu. Rafinerie płonęły, ponieważ aparaty destylacyjne ogrzewano otwartym ogniem. Pierwsza duża rafineria Łukasiewicza spłonęła w całości.

Ówczesny proces rafinacji nie był tak złożony jak obecne, ale mimo wszystko nie był sprawą prostą. Wiadomo, że ropie naftowej towarzyszy solanka, którą należy oddzielić przed dalszą obróbką. Dopiero wtedy można ją przetwarzać dalej, co w XIX wieku zwykle polegało na traktowaniu ropy stężonym kwasem siarkowym. Proces ten pozwala na usunięcie m.in. związków siarki, tlenu i azotu, organicznych związków nienasyconych, żywic itp. Następnie surowy produkt traktowano sodą żrącą (NaOH), która usuwała siarkowodór i siarczki, a także wszystkie substancje o charakterze kwaśnym. I dopiero po dokładnym odpłukaniu produktów ubocznych poddawano ropę destylacji. Głównym produktem użytkowym była nafta.

Przemysł zaczął się rozwijać gwałtownie. Na Podkarpacie ruszyła rzesza ludzi, którzy wykupywali działki i zaczynali wydobycie. Była to lokalna „gorączka ropy”, podobna do trwającej w tym samym czasie w USA gorączki złota. Większość z marzących o wielkich zyskach szybko bankrutowała, ponieważ nie posiadali wystarczającej wiedzy o górnictwie i przetwórstwie ropy. Swój los na loterii wygrali ci, którzy zwracali się po pomoc do Łukasiewicza, który służył radą, ale tylko tym, którzy mieli choćby niewielkie pojęcie o tym, za co się zabierają. Pożary były codziennością, robotnikom w destylarni zagrażały też zatrucia – gazem ziemnym, siarkowodorem, dwutlenkiem siarki. Stężony kwas siarkowy był z kolei bardzo żrący. Jednak zyski z wydobycia i przetwórstwa były naprawdę duże.

Technologia wydobycia i rafinacji została wydatnie poprawiona po tym, jak jednego z współpracowników Łukasiewicza wysłano do Stanów Zjednoczonych. Zapoznał się on tam z nowszymi technikami, które byłe stosowane na kontynencie amerykańskim. Tam też zaczął rozwijać się przemysł naftowy, jednak pierwsze przemysłowe wydobycie miało miejsce na terenie Polski.

Łukasiewicz był znany powszechnie ze swojej działalności społecznej. Dotował budowę szkół, wprowadził ubezpieczenie społeczne, które sponsorował w dużym stopniu z własnej kieszeni. On także wprowadził emeryturę górniczą dla każdego, kto przepracował w jego firmach 20 lat. Zainicjował tworzenie kas pożyczkowych, które prowadził osobiście. Co ciekawe, w jego wsiach obowiązywała prohibicja, choć zyski ze sprzedaży wódki można było osiągać z łatwością. Po prostu nie chciał rozpijać chłopów.

Spytany kiedyś, czy nie widzi, że jego hojność jest wykorzystywana przez takich, którzy tego nie potrzebują stwierdził, że woli dać 99 takim, którzy tego nie potrzebują, niż ominąć jednego, który jest w potrzebie. Jego filantropia sprawiła, że powszechnie nazywano go „ojcem Ignacym”.

Był bardzo szanowany, zarówno przez chłopów i robotników, jak też przez możnych tego świata. Gdy w styczniu 1882 roku zmarł po ciężkim zapaleniu płuc, w pogrzebie wzięło udział ponad 4 tysiące ludzi. Był to największy pogrzeb w okolicy.

Mirosław Dworniczak
Skip to content