Okiem teologa
Wolność człowieka traktowana jest przez wielu myślicieli chrześcijańskich jako znak wskazujący na jego podobieństwo do Boga. W niektórych słownikach stanowi ona podstawowy element składowy duszy.
Czy w podejmowanych przez nas decyzjach jesteśmy zupełnie wolni i niezależni? Czy sami świadomie wybieramy naszą drogę, czy jedynie realizujemy szlak wytyczony dla nas przez coś lub kogoś innego? Teolog katolicki, stawiający sobie takie pytania, natrafia na różne perspektywy. Przykładowo, z jednej strony, w dialogu ekumenicznym przygląda się sporom o predestynację, a więc pierwotne przeznaczenie człowieka do zbawienia lub potępienia – i sprzeciwiając się ujęciom niektórych protestantów, broni ludzkiej wolności. Z drugiej jednak, we współczesnym nauczaniu moralnym Kościoła znajduje wiele wzmianek o różnego rodzaju determinizmach. Czyta bowiem o czynnikach wpływających na zmianę kategorii grzechów z ciężkich na lekkie lub zupełnie eliminujących odpowiedzialność człowieka, a w konsekwencji o zniesionej winie moralnej samobójców za ich ostateczny wybór czy też o sytuacjach usprawiedliwiających niektórych małżonków żyjących w związkach niesakramentalnych. Kwestia jest więc złożona, ale ogólnie rzecz ujmując, teolog posługuje się mapą, na której wolna wola ludzi jest podstawową normą, założeniem, składową procesu samostanowienia i dorastania do pełni człowieczeństwa, a determinizmy to przypadki szczególne, w pewien sposób wyjątkowe i sporadyczne.
A gdyby się okazało, że jest zupełnie inaczej? Gdyby potwierdzono, że niczego w życiu nie wybieramy świadomie, że w każdym aspekcie dajemy się prowadzić mechanizmom biologicznym? Co wtedy z teologią? Niewątpliwie miałaby problem, i to problem wielowymiarowy. Przyjrzymy się czterem kwestiom.
Po pierwsze, wolność człowieka traktowana jest przez wielu myślicieli chrześcijańskich jako znak wskazujący na jego podobieństwo do Boga Stwórcy. W niektórych słownikach to ona stanowi podstawowy (wraz z rozumnością i zdolnością kochania) element składowy duszy. Usunięcie tego przymiotu wymagałoby znalezienia innych cech spełniających powyższe funkcje.
Po drugie, sam akt wiary w Boga traktowany jest jako wolna decyzja stworzenia opowiadającego się po stronie Absolutu. Przekonanie, że człowiek dzięki wierze zasługuje na nagrodę życia wiecznego, ma sens tylko wtedy, gdy jego wyznanie: „wierzę” zestawimy z realną możliwością powiedzenia: „nie wierzę”. Przyjęcie miłości Stwórcy ma wartość, gdy istnieje możliwość jej odrzucenia. Zanegowanie wolnej woli sprawiłoby, że wiara (podobnie jak niewiara) nic by nas nie kosztowała, nie pociągałaby za sobą żadnego zmagania się z przeciwnościami, ale byłaby z góry określonym, wręcz automatycznie zaprogramowanym sposobem bycia. Bez wolności trudno znaleźć kryterium dla oceny światopoglądowego wyboru jakiejś osoby, bo w ogóle nie można mówić o wyborze.
Idąc dalej tym tokiem myślenia, bez wolności nie dałoby się uprawiać teologii moralnej. Zarówno cnota jak i grzech definiowane są w powiązaniu z wyborami dokonywanymi przez człowieka. Gdyby zniknęła możliwość podejmowania przez nas decyzji o kierunkach postępowania, nie miałaby znaczenia nauka o heroicznym dążeniu do dobra, o walce z pokusami czy o formowaniu sumienia. Bez wolnej woli nie ma sensu ani nagroda za bohaterstwo, ani kara za złe czyny.
Załóżmy jednak, że reinterpretując kolejne punkty doktryny, teologowie poradziliby sobie z powyższymi problemami. Wtedy pozostałaby jeszcze jedna, prawdopodobnie najbardziej newralgiczna kwestia – sens i natura misji Chrystusa. Jeżeli bowiem Jezus był prawdziwym człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim z wyjątkiem grzechu, to i On nie miałby wolnej woli i nie mógłby decydować o własnym, a przez to i naszym losie. Co wtedy z odkupieniem? Co z otwarciem nam nieba? Co misja Jezusa zmieniałaby i dlaczego w ogóle miałaby coś zmieniać?
Możemy myśleć o Bogu i naszej relacji z Nim uwzględniając czynniki w pewnym stopniu determinujące ludzkie zachowania, ale jeśli przyjęlibyśmy zupełny brak wolności, trzeba by gruntownie zmienić paradygmat uprawiania teologii. …i chyba niewiele z istotnych tez aktualnego systemu dałoby się w ten nowy model wpisać. Taka puenta nie ma jednak większego sensu, bo do wyboru sposobu myślenia też potrzeba wolności.