Pochwała ciekawości. Przypadek
Wielkie Pytania organizują nasz sposób widzenia świata. Nawet cząstkowe odpowiedzi na nie oddziałują na duże obszary naszej wiedzy. Ale nie doczekały się dotąd, i zapewne nigdy się nie doczekają, odpowiedzi ostatecznych.
Najpiękniejsza rzecz, jakiej możemy doświadczyć, to oczarowanie tajemnicą. Jest to uczucie, które stoi u kolebki prawdziwej sztuki i prawdziwej nauki. Ten, kto go nie zna i nie potrafi się dziwić, nie potrafi doświadczać zachwytu, jest martwy, niczym zdmuchnięta świeczka”. Pozwólmy wybrzmieć tym słowom Alberta Einsteina. Wielki fizyk zwraca uwagę na nasz stosunek do tajemnicy i potrzebę poznania świata. Wyrasta ona z pewnego uczucia: gdy czegoś nie wiemy, czujemy się zdezorientowani bądź zaskoczeni i ponawiamy wysiłki, by emocji tych się pozbyć, zamieniając je na olśnienie towarzyszące przebłyskom rozumienia. To początek nauki i sztuki, dwóch wielkich ciągów pytań i odpowiedzi, z których utkana jest kultura.
Homo interrogans
Człowiek jest jedynym stworzeniem, które potrafi zadawać pytania w systematyczny sposób. Choć prymatolodzy, szczególnie w ostatnich kilkudziesięciu latach, dostarczyli niezliczonych dowodów na niezwykle złożone zdolności poznawcze innych naczelnych, kulturowa przepaść między ludźmi i zwierzętami jest ogromna. Szympansy i bonobo na co dzień rozwiązują rozmaite problemy, czasem zaskakująco skomplikowane – podróżują i polują w grupie, wykonują narzędzia i z nich korzystają, komunikują się (wołają o pomoc, informują o znalezieniu żywności lub zagrożeniu). Można by wręcz powiedzieć, że – nawet pozbawione gramatycznego języka – zadają swego rodzaju pytania i udzielają na nie odpowiedzi. Rzecz w tym, że pytania te nie wykraczają jakoś specjalnie poza „tu i teraz” – dotyczą konkretnych problemów, ograniczonych przestrzenią i czasem. Szympans nie zapyta „być albo nie być?” (trudno sobie nawet wyobrazić, czym mogłaby być szympansia wersja tego pytania), a bonobo nie będzie się zastanawiać nad strukturą świata, ani sensem historii. Ludzie, stawiając takie pytania i odrywając się tym samym od „tu i teraz”, składają hołd swemu człowieczeństwu. Dają dowód, że nasz gatunek można określić mianem homo interrogans, człowieka pytającego.
Pytania, które stawiamy, mają różną wagę. Jeśli zastanawiamy się, co zjeść na obiad, jak przechytrzyć przeciwnika w grze karcianej albo jak zareagować na nieprzyjemne docinki współpracownika, pozostajemy w sferze problemów konkretnych – problemów wypełniających naszą codzienność. Są one głęboko zakorzenione w przeszłości ewolucyjnej, którą dzielimy z bonobo i szympansami, stojącymi przed analogicznymi indywidualnymi i społecznymi wyzwaniami. Ale czasem zadajemy pytania inne, bardziej ważkie; takie, które są przedmiotem wspólnych potrzeb poznawczych, znajdujących swe ujście w nauce i sztuce. Niektóre z nich skłonni jesteśmy określać mianem „Wielkich Pytań”.
Kiedy pytanie jest wielkie? Można by powiedzieć, że wielkie są te pytania, które mają szczególne znaczenie egzystencjalne. Jaki jest sens życia? Jakie cele powinna sobie stawiać ludzkość? Gdzie leżą granice modyfikacji genetycznych? Kłopot w tym, że „doniosłość egzystencjalna” jest kwestią subiektywną. Dla młodego człowieka pytanie o to, jakie wybrać studia, może być ważniejsze, przynajmniej w wymiarze jego jednostkowego życia, niż rozważania nad pochodzeniem zła w świecie. Im bardziej abstrakcyjny i oderwany od codzienności będzie przedmiot naszych rozważań, tym trudniej będzie dostrzec – lub lepiej: poczuć – jego egzystencjalną doniosłość. Wybór kariery zawodowej przekłada się bezpośrednio na wszelkie sfery życia, a rozważania o sensie istnienia dla wielu ludzi mogą mieć niewielką subiektywną wartość.
Być może zatem lepiej powiedzieć, że wielkie są te pytania, które zaprzątają odpowiednio wiele osób? I w tym przypadku istnieje ryzyko, że przez sito naszej definicji przedostaną się problemy ważne, ale nie najważniejsze. Uznając, że pytania wielkie to pytania popularne, narażamy się na ryzyko ulegnięcia rozmaitym modom. Spójrzmy na historię nauki: ileż wysiłku kosztowało fizyków roztrząsanie natury eteru; ile atramentu przelano, rozpisując się o flogistonie! – tylko po to, by w kolejnym pokoleniu o nich zapomnieć. Nic w tym zresztą dziwnego. Nauka nie może składać się jedynie z teorii prawdziwych; w jej istocie – i szerzej, w istocie ludzkiego poznania – leży ciągłe błądzenie. Często podążamy drogą, która po pewnym czasie okazuje się ślepą uliczką. Nie wiemy, czy rozważania dotyczące neuronów lustrzanych albo teorii strun, tak modne we współczesnej nauce, okażą się kolejną, ślepą uliczką, czy będą stanowić przełom w rozumieniu świata. Ale ta niepewność sprawia, że nie możemy pytań modnych od razu uznawać za pytania wielkie.
Spróbujmy więc inaczej: przyjmijmy, że wielkimi pytaniami są te, które organizują nasz sposób widzenia świata. Takie pytania mają dwa oblicza. Z jednej strony, choćby cząstkowe odpowiedzi na nie potrafią oddziaływać na duże fragmenty naszej wiedzy; z drugiej – są to pytania, które nie doczekały się dotąd, i zapewne nigdy się nie doczekają, ostatecznych odpowiedzi. Gdy zastanawiamy się, czy istnieje wolna wola, jaki jest sens życia, jaka jest natura praw przyrody, czy światem rządzi konieczność czy przypadek, skąd pochodzi zło, albo czym są wartości, dotykamy problemów, które współokreślają rozległe obszary ludzkiej wiedzy. Co więcej, choć udzielano na nie i wciąż udziela się wielu odpowiedzi, pytania te nie znikają. Oczywiście coraz lepiej rozumiemy, z czym się wiążą, a przyczynia się do tego każda, nawet najbardziej nieporadna odpowiedź. Ale też każda taka odpowiedź budzi kolejne wątpliwości, sprawiając, że nasza intelektualna przygoda ze światem się nie kończy. Wielkie Pytania przypominają nam o naszej niedoskonałości: nie wiemy wszystkiego, ba, nie wiemy nawet, jakie są granice naszej niewiedzy. Równocześnie jednak Wielkie Pytania utwierdzają nas w potrzebie zrozumienia świata. Oddajmy raz jeszcze głos Einsteinowi: „Najważniejsze, abyśmy nigdy nie przestali zadawać pytań. Ciekawość ma swoje własne racje istnienia. Nie sposób nie oniemieć z zachwytu, gdy kontempluje się tajemnice wieczności, życia czy też wspaniałej struktury rzeczywistości. Wystarczy spróbować pojąć choćby drobny fragment tej tajemnicy każdego dnia. Nigdy nie wolno utracić tej świętej ciekawości”.
Genius loci
Kraków, rok 1905. Miejsce niezwykłe. Stanisław Wyspiański tworzy swoje największe dzieła sceniczne i plastyczne. Na jednym końcu ulicy Karmelickiej (pod numer 6) mieszka Tadeusz Boy-Żeleński, lokum na drugim – w „synagodze szatana” pod numerem 54 – nie tak dawno opuścili Stanisław i Dagny Przybyszewscy. W słynnej Jamie Michalikowej powstaje pierwszy w Polsce kabaret – „Zielony Balonik”, a kawiarnię odwiedzają i tworzą w niej Jan Stanisławski, Leon Wyczółkowski, Jacek Malczewski, Tadeusz Makowski czy Witold Wojtkiewicz. Pobliskiemu Teatrowi im. Słowackiego dyrektoruje Ludwik Solski. Po ulicach kursują pierwsze tramwaje elektryczne, już za rok powstaną dwa kluby sportowe – Cracovia i Wisła – a w kawiarni Schmidta trwają dyskusje, jak będzie radzić sobie będzie nowo wybrany prezydent miasta Juliusz Leo. Krakowscy filozofowie także nie próżnują. Gdy Kazimierz Twardowski z pierwszymi uczniami kładzie podwaliny pod powstanie szkoły lwowsko-warszawskiej, polskiej „eksportowej” grupy filozoficznej, w Krakowie obrano inną strategię. Maurycy Straszewski, Władysław Heinrich, Władysław Natanson, do których później dołączą Joachim Metallman, Zygmunt Zawirski, Bolesław Gawecki czy Tadeusz Grabowski– są zafascynowani niezwykłymi postępami nauki, szczególnie fizyki i biologii. Zresztą sami nie zajmują się wyłącznie filozofią. Natanson jest przede wszystkim fizykiem, a Heinrich – psychologiem. Ich fascynacjom trudno się dziwić, skoro na świecie wciąż szeroko dyskutuje się darwinowską teorię ewolucji, nie minęło trzydzieści lat od przełomowych prac Pasteura, a ledwie dziesięć od odkrycia promieniowania rentgenowskiego; bracia Wright właśnie odbyli pierwszy udany lot samolotem, a Einstein ma swój annus mirabilis, publikując w jednym roku prace poświęcone efektowi fotoelektrycznemu, ruchom Browna i szczególnej teorii względności.
Filozofia w Krakowie poszła zatem innym torem, niż toczył się rozwój filozofii światowej. Zamiast skupiać się na logicznej analizie języka i rozwijać narzędzia formalne, krakowscy myśliciele próbowali odpowiadać na pytania filozoficzne w kontekście szybko rozwijających się nauk empirycznych. Szczególnie ciekawe dzieła zostawili po sobie Zawirski – dla którego punktem odniesienia była fizyka, z teorią względności i mechaniką kwantową na czele – oraz Metallmann, który swe najważniejsze traktaty poświęcił problemom na styku filozofii i biologii. Jednak to nie poszczególne indywidualne osiągnięcia świadczą o oryginalności krakowskich filozofów; tym, co ich wyróżniało na tle innych szkół myślenia, była świadomość, że nie sposób odpowiadać na najważniejsze pytania, które przez wieki zgromadził i wyostrzył dyskurs filozoficzny, jeśli nie uwzględni się niezwykłych odkryć dokonywanych w naukach przyrodniczych. Była to postawa otwarta na rozmaite dziedziny wiedzy, ale nie bezkrytyczna. Odpowiedzialny dialog między filozofią i naukami empirycznymi wymaga dozy świadomości metodologicznej i zaplecza teoretycznego. Nie można bezkarnie przenosić wyników fizyki czy biologii do debat filozoficznych, podobnie jak nie można argumentacją filozoficzną rozstrzygać problemów fizycznych. Błędem byłoby jednak zamknąć się w ciasnych granicach tej czy innej metody naukowej lub filozoficznej. To, co naprawdę ważne dla naszej wizji świata, dostrzec można najwyraźniej właśnie na pograniczach: Wielkie Pytania żywią się twórczymi napięciami na styku nauki, filozofii, teologii i sztuki.
Takie podejście nie oznacza kwestionowania autorytetu nauki; wręcz przeciwnie, tylko wtedy weźmiemy ją na poważnie, gdy będziemy świadomi ograniczeń metody naukowej i zrozumiemy, które problemy się jej wymykają. Jak pisał Władysław Natanson: „Napotykane zawrotne zagadki powinny nas skłaniać ku ostrożnemu, rozważnemu względem dzisiejszych nauk krytycyzmowi, wcale nie sprzecznemu z czcią dla nich najgłębszą. Tylko w powierzchownym umyśle tajemnice budzą zniechęcenie, zwątpienie, pogardę cierpliwej i ciernistej pracy, przeskok do fantastycznych złudzeń, do lekkomyślnego intelektualnego hazardu”. Nauka nie rozwiewa wszystkich tajemnic. Niektóre – największe z nich – wskazuje ze zdwojoną siłą, inne, nieoczywiste, wydobywa na światło dzienne, zmuszając nas do kolejnych prób odpowiedzi na to czy inne Wielkie Pytanie.
Druga wojna światowa, a później lata komunizmu, położyły tymczasowo kres krakowskiemu sposobowi filozofowania. Jednak miejscowy genius loci nie dał na długo o sobie zapomnieć. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku ówczesny metropolita krakowski, abp Karol Wojtyła, zaczął organizować interdyscyplinarne seminaria, które przy Franciszkańskiej 3 gromadziły naukowców, filozofów i artystów. Z czasem z tych cyklicznych seminariów wyrósł Ośrodek Badań Interdyscyplinarnych (OBI), od początku kierowany przez Michała Hellera i Józefa Życińskiego. Hasłem przewodnim OBI była „filozofia w nauce”: śledzenie kwestii filozoficznych, które uwikłane są w najważniejsze teorie naukowe, ale także poszukiwanie odpowiedzi na stare problemy filozoficzne w kontekście nauk empirycznych. Pasje badawcze oraz działalność organizacyjna i publikacyjna członków OBI znalazły nowe instytucjonalne ramy – a także nowych adeptów „filozofii w nauce” – wraz z założeniem w 2008 r. Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych. Centrum Kopernika od samego początku swej działalności nie zapomina o Wielkich Pytaniach, stwarzając przestrzeń do ich rozważania: w ramach corocznego Copernicus Festival, w specjalnych dodatkach do „Tygodnika Powszechnego”, w cotygodniowych spotkaniach w kawiarni De Revolutionibus, czy wreszcie na platformie edukacyjnej Copernicus College. Właśnie rozpoczynamy nowy projekt we współpracy z Urzędem Miasta Krakowa oraz Uniwersytetem Jagiellońskim: chcemy zapraszać światowej sławy uczonych, by wraz z wybitnymi krakowskimi intelektualistami – naukowcami, filozofiami, literatami i artystami – oraz z mieszkańcami Krakowa pochylali się nad wybranymi Wielkimi Pytaniami.
Choć pytania te wydają się nieraz bardzo odległe od naszych codziennych bolączek, wyrażają fascynację Tajemnicą i potrzebę poznania świata, która nikomu z nas nie jest obca. Choć wykraczają poza ramy tej czy innej dziedziny nauki, narażając stawiające je osoby na oskarżenia o nadużycie intelektualne lub drwiny, nie potrafimy zbyć ich milczeniem. Choć żadne Wielkie Pytanie nie doczekało się dotąd Ostatecznej Odpowiedzi, rozważając je, niepomiernie wzbogacamy swoje rozumienie świata. Od Wielkich Pytań nie sposób uciec, a już na pewno nie w Krakowie, gdzie Noblistka pisała:
Sporządziłam spis pytań,na które nie doczekam się już odpowiedzi,bo albo za wcześnie na nie,albo nie zdołam ich pojąć. (…)
Co było rzeczywiste,a co się ledwie zdawałona tej widownigwiezdnej i podgwiezdnej,gdzie prócz wejściówkiobowiązuje wyjściówka.
Wisława Szymborska, „Spis”