Rytmy współczucia – Wielkie Pytania

Rytmy współczucia

Eksperymenty naukowe potwierdzają, że taniec i muzyka są skutecznymi narzędziami w utrzymywaniu jedności grupy, o czym od dawna dobrze wiedzą zarówno szlachetni rewolucjoniści, podejmujący pokojowe działania dla zaprowadzenia sprawiedliwości, jak i zbrodniarze polityczni.

Rok 2005 – były prezydent Egiptu Mohamed Morsi uznaje taniec za zdradę konstytucji i grozi zamknięciem szkół baletowych. Rok wcześniej Robert Mugabe – prezydent Zimbabwe, najwyraźniej nieczuły na urok Freda Astaire’a, zakazuje specyficznej południowoafrykańskiej formy stepowania, zwanej toyi-toyi. W tym samym czasie podobny zakaz dotyka społeczność Malawi. I wreszcie (uwaga przytaczana dla równowagi politycznej, geograficznej oraz historycznej): rok 1644, Anglia, Olivier Cromwell zakazuje wszelkich zbiorowych tańców. Czyżby taniec był ruchem politycznym?

Jazzem do niepodległości

Stronnictwo Terpsychory nie może narzekać na brak zwolenników. W Afryce Południowej doby walki z apartheidem narodziło się marabi – właśnie tym jazzowym stylem czarnoskórzy mieszkańcy johannesburskich slumsów próbowali wytańczyć niepodległość. Jeszcze bardziej wyrazisty jest przykład wspomnianego już tańca toyi-toyi, który, po masakrze w Soweto w 1976 r., stał się nieodłącznym elementem każdej politycznej manifestacji w tym państwie. Podobnie ma się sprawa z karnawałem, który wbrew pozorom nie jest wyłącznie domeną Brazylii. W Europie od zawsze współistniał z polityczną rewolucją. W pierwsze (i każde następne) wielkie święto Rewolucji Francuskiej w 1790 – Fête de la Fédération – tysiące Francuzów wyległo na ulicę we wspólnym tańcu wolności. Nam zaś do dzisiaj brzmi w uszach hip-hopowy hymn Pomarańczowej Rewolucji, a obrazy muzycznych zabaw, trwających nieraz do późnej nocy przy Placu Niepodległości w Kijowie, nie tracą żywotności.

Harmonia serc

Czy to oznacza, że pitagorejska teoria o muzyce sfer odnosi się także do tej szczególnej sfery – ludzkiego współbycia? Czyżby ludzkie serca rozbrzmiewały podobną jak układ planet harmonią, kiedy ich stopy zgodnie wystukują skoczne takty jazzowych standardów? Taką tezę stawiają S. Kirschner i M. Tomasello (2010). Ich zdaniem wspólne muzykowanie i taniec to bardzo skuteczne narzędzia tworzenia i podtrzymywania relacji społecznych oraz społecznego zaangażowania.

W zrozumieniu tej tezy pomoże nam grupa przedszkolaków, które całkiem nieświadomie wzięły udział w badaniu S. Kirschnera i M. Tomasello. Wyobraźmy sobie tę niecodzienną sytuację: oto przed nami znajduje się grupa brzdąców przekonanych, że uczą się nowej gry. Zabawa polega na dreptaniu wokół stawu (okrągłej planszy rozłożonej na podłodzie) i budzeniu śpiących w nim kolorowych żab. To odpowiedzialne zadanie może być wykonane w dwojaki sposób – muzyczny bądź nie-muzyczny. W tej pierwszej wersji dzieci, w ślad za eksperymentatorem, tańczą wokół stawu, nucąc nową, pogodną „poranną piosenkę”. Ten tajemniczy rytuał wymaga ponadto wykonywania raz po raz, dokładnie w tym samym momencie, pewnych gestów, takich jak np. wyciąganie żab ze stawu. Druga nie-muzyczna wersja eksperymentu sprowadza się do odbycia serii prostych „porannych ćwiczeń”, bez udziału muzyki. Na tym jednak nie kończy się dziecięca misja: przedszkolaki mają dodatkowo za zadanie nakarmić żaby, a następnie zadbać o rybki w akwarium.

W rzeczywistości ów przedszkolny karnawał zwierząt to misternie skonstruowany eksperyment, którego celem jest zbadanie wpływu wspólnego tańca na gotowość do spontanicznej pomocy i kooperacji. Pierwsze zadanie – karmienie żab – zostało bowiem pomyślane w ten sposób, że jedno z dzieci nagle stawało się „ofiarą” (tuba służąca do karmienia była nieszczelna i pokarm wysypywał się), co stawiało drugie dziecko przed wyborem udzieleniu mu czynnej pomocy, zaczekaniu na niego lub kontynuowaniu własnego dzieła. Z kolei karmienie rybek sprawdzało chęć do kooperacji (rybki można było nakarmić samodzielnie lub we współpracy z drugim dzieckiem). Badanie to wykazało, że malec, który najpierw uczestniczył w zadaniu muzycznych o wiele częściej udzielał pomocy koledze oraz znacznie chętniej z nim współpracował. Ponadto, w obu testach dzieci, które najpierw wspólnie tańczyły, nawet jeżeli nie decydowały się na pomoc ani współpracę, nawiązywały werbalną relację (usprawiedliwiały się w pierwszym przypadku lub głośno ustalały strategię w przypadku drugim).

Mechanizmy jedności

Skąd ta wyjątkowa rola wspólnego tańca? Na czym polega jednocząca funkcja muzyki? Istnieje wiele wyjaśnień tego zjawiska. Niektóre odwołują się do pozytywnego nastroju, w który może nas wprawiać muzyka, inne do tzw. efektu kameleona, polegającego na nieświadomym dopasowywaniu swojej mimiki, gestów i postawy do osób, w towarzystwie których się znajdujemy. Oczywiste jest, że wspólny taniec, a więc świadomie podejmowany wysiłek skoordynowania ruchów swojego ciała z gestami innych osób, może dodatkowo wzmagać ten efekt. Najczęściej jednak konsolidacyjną rolę tańca tłumaczy się wpływem synchronii lub wspólnej intencjonalności (shared intentionalty).

P. Valdesolo i D. DeSteno (2011) przeprowadzili eksperyment, który miał na celu przedstawienie tego pierwszego mechanizmu. Uczestnicy badania zostali zgromadzeni w jednym pokoju, nałożono im słuchawki na uszy i polecono wystukiwać dłońmi rytm słyszanej muzyki. Niektóre pary badanych słyszały tę samą, inne – różną muzykę, co dawało efekt synchronii bądź asynchronii. Następnie jeden z badanych stawał się świadkiem wykroczenia popełnianego wobec drugiego (w zaproponowanej grze inny uczestnik zachował się wobec niego nie fair), po czym zostawał poinformowany, że „ofiara” ma do wykonania uciążliwe zadanie, w którym można jej udzielić dobrowolnej pomocy. Osoby, które wcześniej uderzały w dłonie w sposób synchroniczny, współczuły partnerowi bardziej, chętniej mu pomagały i poświęcały na to więcej czasu. Kluczem do rozwiązania zagadki współzależności synchronii i kooperacji okazał się kwestionariusz, który uczestnicy wypełniali w trakcie badania. Jego częścią były pytania o ocenę swego „klaszczącego” partnera pod względem jego podobieństwa (similarity) do samego siebie oraz odczuwanej do niego sympatii. Ci sami badani, którzy wspólnie uderzali dłońmi w sposób synchroniczny, oceniali swoich partnerów jako bardziej podobnych do siebie i sympatyczniejszych, a w konsekwencji pomagali im chętniej i gorliwiej. Zdaniem autorów eksperymentu dzieje się tak dlatego, że percepcja zsynchronizowanych z naszymi ruchów ciała drugiej osoby jest intepretowana przez mózg jako sygnał podobieństwa lub jedności, co włącza repertuar pozytywnych emocji i daje wrażenie bliskości. Owa bliskość, poczucie jedności, „braterstwa” sprawiają, że łatwiej nam zaangażować się w kosztowne altruistyczne działania.

Należy jednak zwrócić uwagę na specyficzny charakter synchronii, która ma miejsce przy okazji wspólnego tańca. Nie zachodzi ona bowiem przypadkowo, raczej jest rezultatem zamierzonego wysiłku. Podczas wspólnego muzykowania lub tańca uczestnicy świadomie dopasowują do siebie tempo wykonywanych ruchów, zgodnie z wiedzą, jaką dzielą na temat celu tych czynności. Kirschner i Tomasello nazywają ten stan psychiczny wspólną intencjonalnością (shared intentionalty) i w niej właśnie widzą kluczową przyczynę jednoczącej funkcji tańca. Jak twierdzą badacze, grupowy taniec zmusza jego wykonawców nie tylko do koordynacji ich ruchów, lecz także do utrzymywania ciągłej audiowizualnej reprezentacji wspólnej intencji i celu tego działania, zaspokajając tym samym głęboką ludzką potrzebę współdzielenia emocji, doświadczeń i działań. P. Reddish, R. Fischer, J. Bulbulia (2013) przekonani o słuszności tej tezy postanowili zbadać relację obu czynników: synchronii oraz wspólnej intencjonalności. W tym celu przeprowadzili serię eksperymentów. W pierwszym badaniu podzielono uczestników na cztery czteroosobowe grupy. Pierwsza z nich miała za zadanie wykonywać określone ruchy ciałem w takt tej samej muzyki słuchanej przez słuchawki (sytuacja synchroniczna), zadanie drugiej grupy było takie samo, lecz muzyka odmienna (sytuacja asynchroniczna), trzecia grupa oglądała film video, na którym postacie wykonywały synchroniczne ruchy, czwartej grupie natomiast powiedziano, że ich rolą jest „współpraca w celu skoordynowania swoich ruchów”, co odbywało się bez udziału muzyki (sytuacja synchronii i wspólnego celu). Następnie uczestnicy grali w grę, która sprawdzała ich gotowość do kooperacji. Badanie to (podobnie jak każde kolejne) wykazało, że synchronia w o wiele większym stopniu ułatwia współpracę, jeśli jest osiągana mocą wspólnego wysiłku – członkowie czwartej grupy współpracowali ze sobą najchętniej.

Niestety o tym, że taniec i muzyka są skutecznymi narzędziami w utrzymywaniu jedności grupy dobrze wiedzą nie tylko szlachetni rewolucjoniści, podejmujący pokojowe działania w kierunku zaprowadzenia bardziej sprawiedliwego ładu społecznego, lecz i przeróżni polityczni zbrodniarze, których celem jest brutalne umocnienie pozycji jednej grupy kosztem grupy drugiej. Świadczą o tym różnego rodzaju defilady i przeglądy wojsk, okraszane dźwiękiem trąb i rogów, czy wręcz tańce wojenne, począwszy od dostojnej greckiej pyrichii po dzikie rytualne tańce członków plemienia afrykańskich Masajów. Powstaje zatem pytanie, czy w samej naturze tańca jest coś co czyniłoby z niego przede wszystkim narzędzie pokoju?

Dance me to the end of war

Według klasyfikacji mocnych stron ludzkiego charakteru i cnót – Character Stregths and Virtues (CSV), stworzonej pod kierunkiem Ch. Petersona (analogicznej wobec klasyfikacji zaburzeń psychicznych zawartej w DSM – Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders), umiejętność zabawy, obok zdolności odczuwania piękna, wdzięczności, nadziei, poczucia humoru i duchowości, należy do grupy zwanej „transcendentną”. Takie „transcendentne” uczucia jak radość, wdzięczność czy współczucie otwierają nas na rzeczywistość ponadjednostkową: na inność drugiego człowieka, społeczną solidarność, obecność Boga.

Jaki płynie z tego wniosek? Pierwszy jest oczywisty: jak zwykle rację miał Arystoteles. Wszak to on pierwszy postawił tezę o homo ridens, w myśl której to właśnie śmiech, radość, zdolność odczucia nie tylko tragizmu, lecz i komizmu, świadczą o naszym człowieczeństwie. Drugi wniosek jest praktyczny i dość frapujący: skoro radość i śmiech czynią nas ludźmi, być może to one właśnie są najwłaściwszym sposobami na zażegnanie wszelkich nieludzkich i dehumanizujących konfliktów. Wszak taniec jest nie tylko szkołą gracji i piękna, ale i międzyludzkiego porozumienia, współczucia oraz braterstwa. O zasadności tego zaskakującego wniosku świadczy inicjatywa podjęta przez polskiego choreografa Jacka Łumżyńskiego, który zorganizował w Chartumie, stolicy targanego krwawymi konfliktami Sudanu, warsztaty taneczne. Spotkali się na nich studenci pochodzący z najróżniejszych, często antagonistycznych zakątków kraju: zarówno Arabowie, jak i Afrykańczycy, chrześcijanie i muzułmanie. Jak zaważył sam organizator, początkowo podzielone grupy nie były w stanie zamienić ze sobą słowa, a po skończonych warsztatach nie tylko zaczęły ze sobą rozmawiać, lecz i chętnie współpracowały. Jest to kolejny dowód na to, że taniec jako forma wspólnej zabawy i radosnego współbycia, otwiera nas na transcendentny wymiar rzeczywistości, a tym samym na nieraz radykalną inność drugiego człowieka, jego poglądów, religii i kultury.

Aleksandra Głos

Skip to content